Obudziłam
się rano ze strasznym bólem głowy. Nie miałam ochoty wstawać z łóżka.
Najchętniej przelenuchowałabym cały dzień. Chwile wszystko przeanalizowałam i
doszłam do wniosku, że nic nie stoi mi na przeszkodzie. Pobiegłam do łazienki i
wzięłam z szafki jakieś proszki na ból głowy, po czym z powrotem schowałam się
pod kołdrą, gdzie czułam się bezpiecznie. Po chwili czułam jak znów odpływam w
krainę Morfeusza. Niespodziewanie usłyszałam głos nad głową:
-Jen,
wstawaj!- to był mój tata. Nienawidziłam, gdy ktoś mnie budził. Zresztą kto to
lubi. Dlatego też wstawanie rano do szkoły było dla mnie męczarnią. Mimo, iż
dobrze się uczyłam, nie lubiłam szkoły. Cieszyłam się, że następne 2 miesiące
będę mogła siedzieć w domu.
-Nie? –
odpowiedziałam sarkastycznie.
-Nie pyskuj,
tylko posłuchaj- i znów ten ton. Jak ja go nie znoszę… Zawsze gdy ojcu nie
idzie po jego myśli, zaczyna przybierać maskę surowości. Nie może znieść myśli,
że ktoś inny ma rację zamiast niego. Dlatego często się z nim kłóciłam. Nadal
traktował mnie jak małe dziecko, a nie oszukujmy się… ja mam 17 lat!
Niechętnie
odkryłam kołdrę i popatrzyłam na rodziców.
-Słucham,
o co chodzi?
-Wyjeżdżamy na miesiąc do Richmond. Mamy tam pewne sprawy do załatwienia-
odezwała się rodzicielka
-No to krzyżyk na drogę- mruknęłam i z powrotem
nakryłam się pościelą. Znów ogarnęło mnie ciepło i bezpieczeństwo.
-Jennifer Margaret Carter!-podniósł głos
ojciec- Jedziesz z nami.-dodał już spokojniej.
Jak na komendę usiadłam na łóżku i spojrzałam
na nich przerażonym wzrokiem
-Ja nigdzie się stąd nie ruszam- odezwałam się
po chwili
-Ależ tak. Nie zostawimy cię tutaj samej.- tym
razem głos zabrała moja mama. Mimo, iż miała spokojny ton, słuchać było w nim
zdenerwowanie i niecierpliwość.
Wiedziałam, że krzykiem nic nie zdziałam więc
postanowiłam powiedzieć najbardziej opanowanym i słodkim głosem na jaki było
mnie stać
-Kochani rodzice.- uśmiechnęłam się do nich-
Jak już wiecie, mam 17 lat i naprawdę potrafię sama siebie upilnować. Proszę
zaufajcie mi. Nigdy was nie zawiodłam.
W pokoju zapanowała cisza. Widząc po ich
minach, zastanawiali się co powiedzieć. Kilka minut panowała ta niezręczna
cisza. Od niej aż dzwoniło mi w uszach. Nagle rodzice spojrzeli po sobie i już
wiedziałam, że jestem na wygranej pozycji. Po chwili powiedzieli słowa, których
się nie spodziewałam
-Jedziesz z nami i nie ma odwołania.- zabrał
surowy ton tata
Siedziałam jak osłupiała i nie potrafiłam
wydusić z siebie słowa. Przecież za każdym razem, gdy byli cicho dłużej niż
minutę, zgadzali się.
-Co? Ale czemu?- wydusiłam w końcu.
-Powiedziałem coś, pakuj się-odparł i wyszedł,
natomiast mama została. Siedziała ze spuszczoną głowa i nie odzywała się. Czyli mam jeszcze szansę…
-Mamusiu- mimo, iż wypowiedziałam te słowa
cicho, ona podskoczyła przestraszona. Jakby mocno nad czymś myślała i
zapomniała o bożym świecie.
-Tak Jennifer?
-Mamusiu- zaczęłam- Ja wiem, że boicie się o
mnie, ale… ale proszę zrozumcie, ja mam już 17 lat i naprawdę jestem nad wyraz
odpowiedzialna. Zawsze robiłam to o co mnie prosiliście, nigdy nie sprawiałam
kłopotów wychowawczych i nigdy nie nadużyłam waszego zaufania. Więc czemu
miałabym zrobić to teraz?- mówiłam bardzo spokojnie i wolno, ale w środku cała
dygotałam- Uznajmy ten tydzień, jako sprawdzenie mnie. Proszę, namów tatę,
żebym została. Ty go przekonasz. Proszę…- głos zaczął mi się łamać. Zbierało mi
się na płacz. Naprawdę nie chciałam opuszczać Mystic Falls aż na miesiąc. Muszę
przyznać, że polubiłam to miasto. I nie tylko dlatego, że znam już parę naprawdę
świetnych osób. Naprawdę, to miasto zaczęło mi się podobać.
Nagle usłyszałam głośne westchnienie i wyraz,
którego oczekiwałam i w przyszłości mógł mnie uchronić, przed 7-dniowym
wyjazdem do Richmond.
-Dobrze- z radości zapiszczałam i rzuciłam się
rodzicielce na szyje.
-Dziękuję mamo, dziękuję- pocałowałam ją w
policzek i pędem rzuciłam się do łazienki, ostudzić emocje. Rozebrałam się z
piżamy, w której cały czas byłam i wskoczyłam pod prysznic, odkręcając letnią
wodę. Krople bardzo szybko ukoiły moje nerwy i zaczęły odprężać. Po jakiś 15
minutach postanowiłam wyjść.
Wysuszyłam i porządnie wyszczotkowałam moje
długie, falowanie włosy, umyłam zęby oraz wytuszowałam rzęsy. Ubrałam się w
wcześniej przygotowane rzeczy czyli białą bluzkę z nadrukowaną flagą Wielkiej
Brytanii i moje ulubione czarne rurki. Gdy wyszłam z łazienki mój wzrok od razu
padł na rodziców siedzących na łóżku. Mama miała na twarzy uśmiech natomiast
mina taty nie wyrażała zadowolenia. Po jakiejś minucie nieodzywania się, ojciec
westchnął głęboko i przemówił:
-Możesz zostać- przez chwile nie zdawałam sobie
spawy z tego co powiedział, jednak po chwili zaczęłam piszczeć i przytulać ich
krzycząc w kółko „dziękuję”
-Ale są dwa warunki-dodał po chwili, ja
kiwnęłam głową na znak by kontynuował- Będziesz dzwonić do nas co 2 dni i
mówić, czy wszystko w porządku i nie możesz urządzać dzikich imprez.
-Zgadzam się na obydwa warunki- zaśmiałam się,
ale po chwili spoważniałam- Dziękuję wam, że postanowiliście mi zaufać. Bardzo
was kocham.
Podeszłam do rodziców i mocno ich przytuliłam,
co oni odwzajemnili.
-Za ile wyjeżdżacie?- odezwałam się gdy
wypuściłam rodziców z moich objęć.
-Jutro, tak około 3 nad ranem.- odpowiedziała
mi mama.
-Jak już będziecie wychodzić, to obudźcie mnie,
dobrze?
-Jeśli chcesz.- powiedział tata- Rose, chodź
musimy się spakować.- zwrócił się do swojej żony.
-W ogóle nie wiem po co rozpakowywałem się.
Tylko więcej roboty- mruknął wychodząc z pokoju na co ja zareagowałam śmiechem.
Gdy wyszli z pokoju od razu złapałam za telefon
i wykręciłam numer do Harrego. Po kulki sygnałach odebrał
-Halo?- ups, chyba jeszcze spał… No trudno, ma
wcześniejszą pobudkę
-Witaj Haroldzie, tutaj Jennifer. Mam do ciebie
sprawę.
-Zdajesz sobie sprawę, że mnie obudziłaś?
-Trzeba było wstawać szybciej- zaśmiałam się- A
tak na serio to muszę z tobą pogadać. Spotkamy się?
-Jennifer z tobą zawsze i wszędzie.- Po jego
słowach chyba się zarumieniłam, bo poczułam nagłe gorąco ogarniające moją
twarz.- Gdzie i kiedy?
-Może za godzinę koło mojego domu? Wyrobisz
się?
-Jasne, to do zobaczenia.
-Pa- pożegnałam się po czym wcisnęłam czerwoną
słuchawkę.
Byłam
już w miarę ogarnięta więc teraz zostaje mi tylko czekać na 11. Bo o tej
godzinie miałam spotkać się z moim przyjacielem. Nie chcąc tracić ten czas na
bezczynnym leżeniu na łóżku i gapieniu
się w sufit, postanowiłam sprzątnąć w pokoju, bo przez ostatnie dni udało mi
się zrobić niezły bałagan. Poukładałam wszystkie walające się po podłodze
ubrania do szafy, oraz ustawiłam wszystkie kosmetyki na swoje miejsce w
łazience. Zawsze lubiłam gdy w moim pokoju było czysto. Wiedziałam wtedy gdzie
co jest i nie miałam problemu ze znalezieniem jakiejś rzeczy. Gdy skończyłam i
spojrzałam na godzinę w telefonie, z zaskoczeniem odkryłam, że za 15 min
spotykam się z Harrym. Zamknęłam drzwi od sypialni i szybko zbiegłam na dół,
gdzie zastałam moich rodziców.
-Jennifer, wychodzisz gdzieś?- spytała
zdziwiona mama
-Tak, spotykam się w Harrym.
-Z tym Harrym?
-Yyy… no tak?- Nie wiedziałam o co chodzi
-Ładniutki jest- poruszała znacząco brwiami
-Mamo!- krzyknęłam oburzona.
Przed dalszą żenującą rozmową uratował mnie
dzwonek mojego telefonu. Domyśliłam się, że to Harry więc nie odbierając, szybko
wyszłam z domu. Na ulicy stał owy chłopak. Biegiem ruszyłam w jego stronę.
Rzuciłam się mu na szyję, jakbym widziała go przynajmniej przez rok. Harry
jedynie się roześmiał i oddał uścisk.
-Widzę, że nie możesz się powstrzymać, żeby
mnie nie dotknąć.
-Och daj spokój- dźgnęłam go w żebra.
-Dobra mów co masz mi powiedzieć, bo sam też
mam dla ciebie, myślę że fajną niespodziankę.- uśmiechnął się szeroko, że było
można zobaczyć jego dołeczki w policzkach.
-No więc… moi rodzice wyjeżdżają na miesiąc.
Moją jakiś sprawę w Richmond. Reasumując będę miała wolną chatę!!- Krzyknęłam i
by jeszcze bardziej podkreślić jak bardzo się cieszę podskoczyłam z ręką w
górze.
-Ej no to super! Zazdroszczę ci.- jego słodki
uśmiech nie schodzić z twarzy.
Im częściej się z nim spotykam tym coraz
częściej łapię się, że patrzę na niego dłużej niż powinnam. Sama nie wiem co o tym myśleć...
-Dobra mów swoją niespodziankę- zabrałam głos
gdy w końcu odezwałam od niego wzrok
-No więc…-przeciągał na co walnęłam go w ramię-
Ej! Za to w ogóle ci nie powiem!- strzelił focha.
-Dobra już nic nie robię. No powiedz.- zrobiłam
minkę słodkiego kotka na co on roześmiał się
-Dzisiaj jest robiona impreza u Jamesa-mojego
kumpla. Zabieram cię na nią.
-Nie wiem czy to jest dobry pomysł…
-Och daj spokój- przewrócił swoimi zielonymi
oczami.- idziesz i koniec. Będę u ciebie o 19. A co za tym idzie mamy jeszcze
trochę czasu więc zapraszam cię na lody.
-Chyba jestem z stanie się zgodzić.- zaśmiałam
się