sobota, 2 marca 2013

Rozdział VI


Obudziłam się rano ze strasznym bólem głowy. Nie miałam ochoty wstawać z łóżka. Najchętniej przelenuchowałabym cały dzień. Chwile wszystko przeanalizowałam i doszłam do wniosku, że nic nie stoi mi na przeszkodzie. Pobiegłam do łazienki i wzięłam z szafki jakieś proszki na ból głowy, po czym z powrotem schowałam się pod kołdrą, gdzie czułam się bezpiecznie. Po chwili czułam jak znów odpływam w krainę Morfeusza. Niespodziewanie usłyszałam głos nad głową:
-Jen, wstawaj!- to był mój tata. Nienawidziłam, gdy ktoś mnie budził. Zresztą kto to lubi. Dlatego też wstawanie rano do szkoły było dla mnie męczarnią. Mimo, iż dobrze się uczyłam, nie lubiłam szkoły. Cieszyłam się, że następne 2 miesiące będę mogła siedzieć w domu.
-Nie? – odpowiedziałam sarkastycznie.
-Nie pyskuj, tylko posłuchaj- i znów ten ton. Jak ja go nie znoszę… Zawsze gdy ojcu nie idzie po jego myśli, zaczyna przybierać maskę surowości. Nie może znieść myśli, że ktoś inny ma rację zamiast niego. Dlatego często się z nim kłóciłam. Nadal traktował mnie jak małe dziecko, a nie oszukujmy się… ja mam 17 lat!
Niechętnie odkryłam kołdrę i popatrzyłam na rodziców.
-Słucham, o co chodzi?

-Wyjeżdżamy na miesiąc do Richmond. Mamy tam pewne sprawy do załatwienia- odezwała się rodzicielka

-No to krzyżyk na drogę- mruknęłam i z powrotem nakryłam się pościelą. Znów ogarnęło mnie ciepło i bezpieczeństwo.

-Jennifer Margaret Carter!-podniósł głos ojciec- Jedziesz z nami.-dodał już spokojniej.

Jak na komendę usiadłam na łóżku i spojrzałam na nich przerażonym wzrokiem

-Ja nigdzie się stąd nie ruszam- odezwałam się po chwili

-Ależ tak. Nie zostawimy cię tutaj samej.- tym razem głos zabrała moja mama. Mimo, iż miała spokojny ton, słuchać było w nim zdenerwowanie i niecierpliwość.

Wiedziałam, że krzykiem nic nie zdziałam więc postanowiłam powiedzieć najbardziej opanowanym i słodkim głosem na jaki było mnie stać

-Kochani rodzice.- uśmiechnęłam się do nich- Jak już wiecie, mam 17 lat i naprawdę potrafię sama siebie upilnować. Proszę zaufajcie mi. Nigdy was nie zawiodłam.

W pokoju zapanowała cisza. Widząc po ich minach, zastanawiali się co powiedzieć. Kilka minut panowała ta niezręczna cisza. Od niej aż dzwoniło mi w uszach. Nagle rodzice spojrzeli po sobie i już wiedziałam, że jestem na wygranej pozycji. Po chwili powiedzieli słowa, których się nie spodziewałam

-Jedziesz z nami i nie ma odwołania.- zabrał surowy ton tata

Siedziałam jak osłupiała i nie potrafiłam wydusić z siebie słowa. Przecież za każdym razem, gdy byli cicho dłużej niż minutę, zgadzali się.

-Co? Ale czemu?- wydusiłam w końcu.

-Powiedziałem coś, pakuj się-odparł i wyszedł, natomiast mama została. Siedziała ze spuszczoną głowa i nie odzywała się. Czyli mam jeszcze szansę…

-Mamusiu- mimo, iż wypowiedziałam te słowa cicho, ona podskoczyła przestraszona. Jakby mocno nad czymś myślała i zapomniała o bożym świecie.

-Tak Jennifer?

-Mamusiu- zaczęłam- Ja wiem, że boicie się o mnie, ale… ale proszę zrozumcie, ja mam już 17 lat i naprawdę jestem nad wyraz odpowiedzialna. Zawsze robiłam to o co mnie prosiliście, nigdy nie sprawiałam kłopotów wychowawczych i nigdy nie nadużyłam waszego zaufania. Więc czemu miałabym zrobić to teraz?- mówiłam bardzo spokojnie i wolno, ale w środku cała dygotałam- Uznajmy ten tydzień, jako sprawdzenie mnie. Proszę, namów tatę, żebym została. Ty go przekonasz. Proszę…- głos zaczął mi się łamać. Zbierało mi się na płacz. Naprawdę nie chciałam opuszczać Mystic Falls aż na miesiąc. Muszę przyznać, że polubiłam to miasto. I nie tylko dlatego, że znam już parę naprawdę świetnych osób. Naprawdę, to miasto zaczęło mi się podobać.

Nagle usłyszałam głośne westchnienie i wyraz, którego oczekiwałam i w przyszłości mógł mnie uchronić, przed 7-dniowym wyjazdem do Richmond.

-Dobrze- z radości zapiszczałam i rzuciłam się rodzicielce na szyje.

-Dziękuję mamo, dziękuję- pocałowałam ją w policzek i pędem rzuciłam się do łazienki, ostudzić emocje. Rozebrałam się z piżamy, w której cały czas byłam i wskoczyłam pod prysznic, odkręcając letnią wodę. Krople bardzo szybko ukoiły moje nerwy i zaczęły odprężać. Po jakiś 15 minutach postanowiłam wyjść.

Wysuszyłam i porządnie wyszczotkowałam moje długie, falowanie włosy, umyłam zęby oraz wytuszowałam rzęsy. Ubrałam się w wcześniej przygotowane rzeczy czyli białą bluzkę z nadrukowaną flagą Wielkiej Brytanii i moje ulubione czarne rurki. Gdy wyszłam z łazienki mój wzrok od razu padł na rodziców siedzących na łóżku. Mama miała na twarzy uśmiech natomiast mina taty nie wyrażała zadowolenia. Po jakiejś minucie nieodzywania się, ojciec westchnął głęboko i przemówił:

-Możesz zostać- przez chwile nie zdawałam sobie spawy z tego co powiedział, jednak po chwili zaczęłam piszczeć i przytulać ich krzycząc w kółko „dziękuję”

-Ale są dwa warunki-dodał po chwili, ja kiwnęłam głową na znak by kontynuował- Będziesz dzwonić do nas co 2 dni i mówić, czy wszystko w porządku i nie możesz urządzać dzikich imprez.

-Zgadzam się na obydwa warunki- zaśmiałam się, ale po chwili spoważniałam- Dziękuję wam, że postanowiliście mi zaufać. Bardzo was kocham.

Podeszłam do rodziców i mocno ich przytuliłam, co oni odwzajemnili.

-Za ile wyjeżdżacie?- odezwałam się gdy wypuściłam rodziców z moich objęć.

-Jutro, tak około 3 nad ranem.- odpowiedziała mi mama.

-Jak już będziecie wychodzić, to obudźcie mnie, dobrze?

-Jeśli chcesz.- powiedział tata- Rose, chodź musimy się spakować.- zwrócił się do swojej żony.

-W ogóle nie wiem po co rozpakowywałem się. Tylko więcej roboty- mruknął wychodząc z pokoju na co ja zareagowałam śmiechem.

Gdy wyszli z pokoju od razu złapałam za telefon i wykręciłam numer do Harrego. Po kulki sygnałach odebrał

-Halo?- ups, chyba jeszcze spał… No trudno, ma wcześniejszą pobudkę

-Witaj Haroldzie, tutaj Jennifer. Mam do ciebie sprawę.

-Zdajesz sobie sprawę, że mnie obudziłaś?

-Trzeba było wstawać szybciej- zaśmiałam się- A tak na serio to muszę z tobą pogadać. Spotkamy się?

-Jennifer z tobą zawsze i wszędzie.- Po jego słowach chyba się zarumieniłam, bo poczułam nagłe gorąco ogarniające moją twarz.- Gdzie i kiedy?

-Może za godzinę koło mojego domu? Wyrobisz się?

-Jasne, to do zobaczenia.

-Pa- pożegnałam się po czym wcisnęłam czerwoną słuchawkę.

 Byłam już w miarę ogarnięta więc teraz zostaje mi tylko czekać na 11. Bo o tej godzinie miałam spotkać się z moim przyjacielem. Nie chcąc tracić ten czas na bezczynnym leżeniu na  łóżku i gapieniu się w sufit, postanowiłam sprzątnąć w pokoju, bo przez ostatnie dni udało mi się zrobić niezły bałagan. Poukładałam wszystkie walające się po podłodze ubrania do szafy, oraz ustawiłam wszystkie kosmetyki na swoje miejsce w łazience. Zawsze lubiłam gdy w moim pokoju było czysto. Wiedziałam wtedy gdzie co jest i nie miałam problemu ze znalezieniem jakiejś rzeczy. Gdy skończyłam i spojrzałam na godzinę w telefonie, z zaskoczeniem odkryłam, że za 15 min spotykam się z Harrym. Zamknęłam drzwi od sypialni i szybko zbiegłam na dół, gdzie zastałam moich rodziców.

-Jennifer, wychodzisz gdzieś?- spytała zdziwiona mama

-Tak, spotykam się w Harrym.

-Z tym Harrym?

-Yyy… no tak?- Nie wiedziałam o co chodzi

-Ładniutki jest- poruszała znacząco brwiami

-Mamo!- krzyknęłam oburzona.

Przed dalszą żenującą rozmową uratował mnie dzwonek mojego telefonu. Domyśliłam się, że to Harry więc nie odbierając, szybko wyszłam z domu. Na ulicy stał owy chłopak. Biegiem ruszyłam w jego stronę. Rzuciłam się mu na szyję, jakbym widziała go przynajmniej przez rok. Harry jedynie się roześmiał  i oddał uścisk.

-Widzę, że nie możesz się powstrzymać, żeby mnie nie dotknąć.

-Och daj spokój- dźgnęłam go w żebra.

-Dobra mów co masz mi powiedzieć, bo sam też mam dla ciebie, myślę że fajną niespodziankę.- uśmiechnął się szeroko, że było można zobaczyć jego dołeczki w policzkach.

-No więc… moi rodzice wyjeżdżają na miesiąc. Moją jakiś sprawę w Richmond. Reasumując będę miała wolną chatę!!- Krzyknęłam i by jeszcze bardziej podkreślić jak bardzo się cieszę podskoczyłam z ręką w górze.

-Ej no to super! Zazdroszczę ci.- jego słodki uśmiech nie schodzić z twarzy.

Im częściej się z nim spotykam tym coraz częściej łapię się, że patrzę na niego dłużej niż powinnam.  Sama nie wiem co o tym myśleć...

-Dobra mów swoją niespodziankę- zabrałam głos gdy w końcu odezwałam od niego wzrok

-No więc…-przeciągał na co walnęłam go w ramię- Ej! Za to w ogóle ci nie powiem!- strzelił focha.

-Dobra już nic nie robię. No powiedz.- zrobiłam minkę słodkiego kotka na co on roześmiał się

-Dzisiaj jest robiona impreza u Jamesa-mojego kumpla. Zabieram cię na nią.

-Nie wiem czy to jest dobry pomysł…

-Och daj spokój- przewrócił swoimi zielonymi oczami.- idziesz i koniec. Będę u ciebie o 19. A co za tym idzie mamy jeszcze trochę czasu więc zapraszam cię na lody.

-Chyba jestem z stanie się zgodzić.- zaśmiałam się