środa, 30 stycznia 2013

Rozdział IV


Obudziłam się około 8 rano. Nigdy nie byłam śpiochem, w przeciwieństwie do moich rodziców, którzy gdyby mogli, spaliby do południa. Podreptałam do łazienki, wzięłam szybki prysznic i umyłam zęby. Postanowiłam wysuszyć włosy, by lekko się podkręciły, po czym ubrałam w czarne rurki i niebieską bokserkę, która podkreślała błękit moich oczu. Zawsze wszyscy zazdrościli mi tak głębokiego koloru tęczówek. Jakby był w nich zamknięty ocean.  Nie pomalowałam się, tylko wyszłam z pokoju i skierowałam się do kuchni z zamiarem zjedzenia lekkiego śniadania. Otworzyłam lodówkę i zastało mnie rozczarowanie. Jedynym co znajdowało się w lodówce było światło. Pomyślałam, że rodzice i tak mają dużo spraw na głowie dotyczących przeprowadzki, więc postanowiłam im to w jakiś sposób ułatwić i postanowiłam, że pójdę do sklepu i zrobię im śniadanie. Na pewno się ucieszą. Poszłam jeszcze do swojego pokoju po pieniądze na produkty, które miałam kupić i wyszłam z domu, zamykając na klucz drzwi za sobą. Teraz został jeden problem… Nie miałam pojęcia jak dostać się do centrum, o ile takowe istniało, a co dopiero do jakiegoś spożywczego. Zaczęłam więc iść przed siebie w nadziei, że kiedyś dojdę do wyznaczonego przeze mnie celu. Pomyślałam o tym, żeby zadzwonić do Jeremiego i spytać się o kierunek, ale myślałam, że o tej godzinie może spać. Po pół godzinnym spacerze zobaczyłam jakiś sklep. Hura! Jestem uratowana. Biegiem rzuciłam się w stronę sklepu. Na moje szczęście był otwarty. Weszłam więc i kupiłam potrzebne mi produkty na naleśniki. Jakimś cudem zapamiętałam drogę powrotną do domu. Szłam chodnikiem, ledwo utrzymując siatki z zakupami, gdy poczułam jak ktoś wpada na mnie.
-Ej! Uważaj!- krzyknęłam zła. Mało brakowało by to wszystko rozwaliło mi się na drogę.
-Przepraszam, nie zauważyłem cię- odezwał się męski głos
Podniosłam oczy i spojrzałam na osobę, która na mnie wpadła. Był to chłopak wyższy ode mnie co najmniej o głowę. Miał brązowe włosy i zielone oczy. Był przystojny. Kurde, jakie ciacha są w tym Mystic Falls.
-Mało brakowało, a stłukłbyś moje jajka.- odezwałam się, na co on dziwnie na mnie spojrzał- Przepraszam to musiało kretyńsko zabrzmiało. Jestem Jennifer-zaśmiałam się- W tych oto torbach niosę produkty na naleśniki i nie tylko.
-Jestem Harry. Miło mi cię poznać- uśmiechnął się do mnie- podałbym ci rękę na przywitanie, ale widzę, że obie masz zajęte.
-No co ty nie powiesz.- odpowiedziałam z sarkazmem- Fajnie cię było poznać, ale teraz wybacz ale śpieszę się do domu. Poza tym to wszystko trochę waży i już długo nie pociągnę z tym w rękach.
-Jeśli nie masz nic przeciwko, pomogę ci.- zaoferował
-Wiesz… do domu mam jeszcze kawałek, a mi już mdleją ręce. Gdybyś był taki dobry…- w tym momencie podałam mu jedną z siatek z zakupami, na co on zaśmiał się i wziął ode mnie torbę.
Po drodze dowiedziałam się, że jest w moim wieku i chodzi to tutejszej szkoły. Co ciekawsze mieszka 2 domy ode mnie.
Gdy już byliśmy pod drzwiami mojego domu, grzecznie mu podziękowałam i odebrałam zakupy. Chciałam już wchodzić, ale zatrzymał mnie jego głos:
-Jen, zaczekaj.
-Tak?- odwróciłam się w jego stronę
-Podałabyś mi swój numer telefonu?-wyglądał na speszonego
Ja natomiast uśmiechnęłam się i podałam mu numer, bez wyciągania telefonu, gdyż znałam do na pamięć.
-Zadzwonię jutro do ciebie. Do zobaczenia- pocałował mnie w policzek i pobiegł chyba w stronę domu. Dziwiło mnie jego zachowanie, ale nie powiem… to było miłe. Targając za sobą te nieszczęsne zakupy, udałam się do kuchni w celu zrobienia naleśników.
Kiedy ja smażyłam już ostatnie placki, usłyszałam jak moi rodzice schodzą po schodach. Odruchowo spojrzałam na zegarek w telefonie.
-No barwo brawo- zaśmiałam się, gdy zobaczyłam jak wchodzą do kuchni- po 11. Nie wstyd wam, że wasza córka musi wcześnie wstawać, żeby zrobić wam śniadanko?
-O kochanie zrobiłaś naleśniki? Dziękujemy ci- powiedziała mama- Ale skąd wiedziałaś gdzie jest jakikolwiek sklep?
-A pobłądziłam sobie pół godziny i jakoś go znalazłam- postawiłam przed rodzicami talerze z naleśnikami, a sama chciałam iść do swojego pokoju.
-A ty gdzie? Nie zjesz z nami śniadania?- spytał zdzwiony tata
-Nie, muszę się rozpakować. Smacznego.- szybciutko umknęłam.
Gdy weszłam do sypialni, na moją twarz wstąpiła mina przerażenia.
-Boże! Ile tego tu jest!- To prawda, w pokoju było mnóstwo kartonów. Mniejszych i większych. „Rozpakowywanie tego wszystkiego zajmie mi cały dzień”- pomyślałam. Niestety kiedyś trzeba to zrobić. Najpierw wzięłam się za rozpakowywanie rzeczy, które znajdą się w łazience.
-nie sądziłam, że aż tyle tego mam- sapnęłam sama do siebie-I teraz najgorsze… SYPIALNIA.
Byłam już trochę zmęczona ale chciałam dokończyć rozpakowywać się dzisiaj, żeby później mieć święty spokój. Odkładałam już do szafy ostatnie ciuchy, gdy zadzwonił mój telefon. Dzwonił jakiś nieznany numer. Zazwyczaj nie odbieram takich połączeń, ale coś we mnie mówiło, żebym to zrobiła
-Halo?- odezwałam się
-Hej Jen. To ja Jeremi.
-O hej! Jak leci?
-A nawet nieźle.- zaśmiał się- Chciałaś poznać moją siostrę tak?
-No tak.- byłam trochę zbita z tropu. Tak nagle i dosyć szybko wyleciał z tą propozycją.
-No więc jeśli masz teraz czas to mogę do ciebie wpaść i razem pójdziemy do mojego domu, żebyś ją poznała.- słychać było, że jest podekscytowany
-Emm… do dobrze. Bądź u mnie za pół godziny. Do zobaczenia.
-Do zobaczenia- usłyszałam i po chwili głos Jera zastąpił dźwięk zakończonego połączenia.
Dokończyłam układanie ubrań do szafy po czym przebrałam bluzkę na białą bokserkę a na to narzuciłam miętowy kardigan. Wzięłam telefon, zamknęłam drzwi od pokoju i zbiegłam na dół gdzie w salonie moi rodzice ustawiali jakieś pierdółki.
-Mamo, tato wychodzę- zwróciłam się do rodziców
-Gdzie?- głos zabrał mój ojciec. Jeny, mam 17 lat i czy naprawdę muszę spowiadać się gdzie i z kim wychodzę?
-Spotkać się z Jeremim.- odpowiedziałam jednak na zadane mi pytanie.
Widziałam, że chciał nie jeszcze o coś spytać ale zabrzmiał wybawicielski dzwonek do drzwi.
-Nie wiem o której wrócę. Kocham was. Pa!- krzyknęłam do rodziców i szybko uciekałam z miejsca przesłuchań. Tak jak się spodziewałam, na zewnątrz stał Jer.
-Hej.- uśmiechnął się
-No hej- odwzajemniłam uśmiech- Szybko, spadamy. Zaraz moi rodzice zaczną cię wypytywać.
Miał taką minę jakbym mówiła po chińsku.
-Lubią wiedzieć więcej niż to konieczne- wyjaśniłam
-Czasami mi tego brakuje- nagle zrobił się jakiś smutny
-Co?- spytałam zdziwiona
-Moi rodzice nie żyją. Zginęli rok temu w wypadku samochodowym.
-O jeny Jer…- nie wiedziałam co powiedzieć.- Przykro mi. Jak sobie radzisz z siostrą?
-Spoko. Przyzwyczaiłem się.- sztucznie się uśmiechnął
Przez chwile szliśmy w ciszy. Żadne z nas nie wiedziało jak zacząć rozmowę. Nie znoszę takich niezręcznych momentów. Wtedy mam totalną pustkę w głowie i nie mam pojęcia co robić, jak ją przerwać.
-Zaraz będziemy na miejscu- nieoczekiwanie chłopak się odezwał.          
-Fajnie- byłam trochę poddenerwowana- Myślisz, że twoje siostra mnie polubi?
-Ciebie nie da się nie lubić. To tutaj
Zatrzymaliśmy się przed ślicznym białym domkiem. W sumie był podobny do mojego.
Jeremi otworzył drzwi i pierwszą wpuścił mnie do środka.
-Elena, jesteśmy- krzyknął za mną nastolatek. Po chwili w holu zjawiła się domniemana Elena. Miała długie brązowe włosy i czekoladowe oczy. Jej smukłą sylwetkę opinała fioletowa bluzka na ramiączkach i jeansy. Była bardzo ładna i dosyć podobna do Jeremiego. Mieli ten sam kolor oczu i włosów.
-Hej, jestem Elena. Siostra Jeremiego- dziewczyna podała mi rękę. Miała melodyjny głos i wydawała się być miłą osobą. No po prostu ideał.
-Ja jestem Jennifer. Miło mi cię poznać Eleno.- odwzajemniłam uścisk dłoni.
-Chodź do salonu, poznamy się.- złapała mnie za rękę i zaprowadziła w stronę pomieszczenia. Zauważyłam, że ich salon również był połączony z kuchnią. Czyli wszystkie domki były podobnie zaprojektowane.
-Jeremy opowiadał mi o tobie.- zaczęła rozmowę- Naprawdę jesteś ładna.
-Elena!- krzyknął chłopak. Był co najmniej zażenowany tą sytuacją. Ja natomiast zarumieniłam się
-Mówię prawdę- broniła się brunetka.- Będziesz chodzić do Mystic Falls High School?- zwróciła się do mnie
-Pewnie nie będę miała wyboru- zaśmiałam się- Sądzę jednak, że dopiero od przyszłego semestru.
-Ale to jeszcze 2 miesiące- zdziwił się Jer
-Szybko nadrobię- puściłam mu oczko
-Doba dość tych romansów!- zaśmiała się perliście dziewczyna- Opowiedz nam coś o sobie.
-No więc, tak jak wiecie mam 17 lat. Przeprowadziłam się tu z Nowego Yorku bo…- przerwałam
-Bo…?- zachęciła mnie do dalszej wypowiedzi
-Bo moi rodzice mieli dość ciągłego ulicznego hałasu. Chcieli przeprowadzić się w cichsze miejsce- Wiem, że nie powinnam kłamać, ale nie chciałam, żeby wszyscy zaraz po mojej przeprowadzce wiedzieli jakie miałam problemy w tamtym mieście.
-Rozumiem ich, sam nie zniósłbym tego- powiedział swoją opinie Jeremy.
Rozmawialiśmy jeszcze przez długi czas, gdy usłyszałam dzwonek mojego telefonu
-Przepraszam na chwilkę- odezwałam się i wyszłam z salonu
-Halo?- odebrałam
-Kochanie, wróć szybko. Masz gościa- to była moja mama. Zaraz, jakiego gościa?!
-Dobra już idę- powiedziałam po czym rozłączyłam się.
-Bardzo was przepraszam, ale muszę już iść do domu- rzuciłam do rodzeństwa
-Odprowadzę cię- wyrwał się Jeremy wstając z kanapy
-Nie trzeba, naprawdę- uśmiechnęłam się nieśmiało
-Ależ to nic wielkiego- teatralnie się ukłonił- Pa Eleno
-Pa- ciepło uśmiechnęłam się do brunetki i już nas nie było.- Do zobaczenia

niedziela, 27 stycznia 2013

Liebster Award!

W wielką radością informuję, że zostałam nominowana przez Angel Madame z bloga: http://forbidden-looove.blogspot.com/, jak i Justynę Stańczyk z bloga: http://the-new-road.blogspot.com/ do Liebster Award. Jest to nominacja otrzymywana od innego bloggera w ramach uznania za "dobrze wykonaną robotę". Jest ona przyznawana blogom mniejszej ilości obserwujących, dając możliwość rozpowszechnienia. Po otrzymaniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby , która cię nominowała. Następnie nominujesz 11 (nie można jednak nominować osoby która nominowała ciebie) oraz zadajesz im 11 pytań.


Pytania od Angel Madame:
1.To, że potrafisz świetnie opisać nawet najbardziej skomplikowane wydarzenie.
2.Kiedyś nie byłam jeszcze za bardzo obeznana w blogowaniu więc wybrałam pierwszy lepszy w tym przypadku bloog.pl, jednak z czasem zaczęłam czytać o różnego rodzaju blogach i wydaję mi się, że blogspot.com jest najlepszy. 
3.Zainspirował mnie podziw i może w małym stopniu zazdrość, dlatego też gdy tylko miałam wenę zaczęłam pisać.
4.Zdecydowanie Damon Salvatore.
5.Również Damon :)
6.Od 2 sezonu jak najbardziej.
7.Za Deleną. Myślę, że ci dwoje doskonale się dopełniają. On niebezpieczny i nieprzewidywalny, a ona skromna i dbająca o bezpieczeństwo każdego. (Podobno przeciwieństwa się przyciągają)
8.Ulubiony film to "TED" (Bolał mnie na nim brzuch od śmiania), a serial to oczywiście "Pamiętniki Wampirów"
9.Nicolas Sparks. "Ostatnia spowiedź".
10.Chciałabym być wampirem.
11.One Direction "They don't know about us"


Pytania od Justyny Stańczyk:
1.Zakochałam się w Pamiętnikach Wampirów i czytając opowiadania o nich sama zaczęłam pisać bloga. Z tą różnicą, ze główną bohaterką nie jest Elena.
2.Niecały miesiąc.
3.Wszystkie części, które do tej pory wyszły.
4.Zdecydowanie 4 sezon.
5.Moja kochana przyjaciółka- Gosia. Jestem jej za to bardzo wdzięczna.
6.Mam 15 lat.
7.Wampirem.
8."Pod osłoną nocy"; "Więzy krwi"
9.One Direction "They don't know about us"
10."Ostatnia spowiedź"
11.Alexander Auditore.

Nominuję:
http://moja-dziwna-wyobraznia-opowiadania.bloog.pl/
http://damon-roz-pamietniki-wampirow.blogspot.com/
http://dark-hunks.blogspot.com/
http://real-dream-viktoria-damon.blogspot.com/
http://o-b-c-a.blogspot.com/
http://zahipnotyzowanaja.blogspot.com
http://vampanne.blogspot.com/
http://the-new-road.blogspot.com/
http://save-the-our-love.blogspot.com/
http://wampiry-tez-maja-uczucia.blogspot.com
http://zycie-oczami-wampira.blogspot.com/

Moje pytania:
1.Jak długo prowadzisz bloga?
2.Czemu wolisz Stefana/Damona?
3.Kto/Co zainspirowało Cię do napisania opowiadania i publikowania go?
4.Ulubiony serial/film?
5.Ukochana książka?
6.Którą piosenkę słuchasz najczęściej?
7.Co sądzisz o Klausie?
8.Ile masz lat?
9.Co podoba Ci się, a co nie w moim blogu?
10.Co lubisz a czego nie w Elenie?
11.Od kiedy oglądasz i jak się dowiedziałaś o "The Vampire Diaries"? 




czwartek, 17 stycznia 2013

Rozdział III


Rok 2012, Nowy York

Po raz kolejny w tym tygodniu zostałam obudzona przez budzik. To byłoby normalne, gdyby nie to, że była sobota. Dzisiaj przeprowadzam się z pięknego miasta zwanego Nowy York do jakiegoś zadupia w stanie Virginia. Mystic Falls czy jakoś tak. Moi kochani rodzice postanowili tak, odkąd zerwałam z moim chłopakiem- Davidem. Zdradził mnie z moją najlepszą przyjaciółką. Teraz byłą przyjaciółką- Ashley. Totalnie się załamałam. Wpadłam w depresje. Moi rodzicie próbowali wszystkiego by mnie z tego wyciągnąć, jednak nic nie dawało pozytywnych skutków. W końcu zdecydowali się przeprowadzić. Tak więc, dzisiaj zostawiam rodzinne miasto na rzecz jakiegoś zadupia, o którym nikt nie słyszał. Mama powtarzała mi, że tam mieszkali moi przodkowie i mamy tam nawet dom. Ale na serio nic mnie to nie obchodzi! O wiele bardziej wolałabym zostać w Nowym York, chociaż z drugiej strony tam zacznę od nowa. Będę miała czyste konto.
-Jennifer, wstałaś już?- krzyknęła z dołu moja rodzicielka- Zbieraj się, bo za godzinę wyjeżdżamy!
-Zaraz będę schodzić- odkrzyknęłam
Przez ostatni tydzień pakowałam do kartonów mój pokój, tak więc zostało mi tylko doprowadzenie się do porządku i dopakowanie kosmetyków oraz podręcznych rzeczy.
Podreptałam wolnym krokiem do prawie pustej łazienki. Wzięłam szybki prysznic, umyłam zęby i zrobiłam bardzo lekki makijaż. Nigdy nie kręciło mnie nakładanie kilogramów tapety na twarz i ubieranie przykrótkich bluzeczek i spódniczek. Zawsze ubierałam się wygodnie i stosownie do okazji.

Po jakiś 40 minutach zeszłam na dół, gdzie byli już moi rodzice. Kochałam ich, ale miałam za złe, że przeprowadzamy się.
-Kochanie, jeśli chcesz możesz ostatni raz iść na spacer. Tata w tym czasie zniesie twoje kartony.- odezwała się opiekuńczym tonem mama
-Jasne- odpowiedziałam uradowana
-Sam mam dźwigać te pudła?!- powiedział z wyrzutem tata.
-Kochanie, pozwól jej się ostatnimi minutami w Nowym Yorku nacieszyć
-Dobra idź ale za pół godziny masz być z powrotem- skierował swoje słowa do mnie
-Nie ma sprawy będę. Do zobaczenia- powiedziałam i wyszłam.
Nie miałam daleko do parku więc postanowiłam właśnie tam się udać.
Jak się okazało, był to zły pomysł, gdyż wszędzie gdzie się spojrzałam, były całujące się lub przytulające się pary. Od razu przypomniałam sobie o Davidzie.
Nie miałam ochoty na wspominanie mojego byłego, więc szybkim marszem, a raczej truchtem, udałam się do domu.

-O Jen, dobrze, że jesteś. Twój ojciec skończył właśnie pakować pudła do samochodu. Wyjeżdżamy.
-Jeśli musimy…-westchnęłam i poszłam w stronę samochodu, po czym usiadłam z tyłu, zapięłam pasy i czekałam na moich rodziców. Po jakimś czasie przyszli. Tata usiadł za kierownicą a mama na miejscu pasażera, oczywiście z przodu.
-Kochanie, wiem, że nie chcesz wyjeżdżać ale robimy to dla twojego dobra- mama po raz kolejny próbowała mnie udobruchać
-Dobra mamo, nie ważne.
Usłyszałam westchnięcie mojej rodzicielki, po czym jej głos:
-James jedź już.
Dotknęłam szyby ręką i wyszeptałam „Żegnaj Nowy Yorku”. Samotna łza spłynęła po moim policzku. Czas zacząć rowy rozdział w moim życiu. Bez Davida i Ashley.

Po kilku męczących godzinach, samochód zatrzymał się przed ślicznym domkiem jednorodzinnym.
-To nasz dom?-spytałam rodziców, nie odrywając wzroku od budynku
-Zgadza się.- powiedział tata- podoba ci się?
-I to jeszcze jak! Jest śliczny- krzyknęłam zachwycona
-Wejdź, rozejrzyj się- powiedział tata podając mi klucze.
Nie czekając na nic, pędem rzuciłam się w stronę drzwi. Przeszłam przez werandę, na której była drewniana, duża huśtawka, włożyłam klucze do zamka w drzwiach i przekręciłam je. Wzięłam głęboki oddech i weszłam do środka.
Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy to dość duży salon połączony z kuchnią. Wbrew pozorom nie poczułam się jak w Nowym Yorku. Nowy dom był kompletnie inaczej urządzony co ten. Mieszkanie w Nowym Yorku oznaczało się nowoczesnością, natomiast to było…przytulniejsze? W salonie stał kominek a nad nim wisiał sporych rozmiarów telewizor. Naprzeciwko umieszczone były beżowe fotele i tego samego koloru sofa. Przed nią stał szklany stolik. Ściany były raczej zachowane w stonowanych kolorach brązu i bieli Mimo, iż było jeszcze pusto, można było poczuć przytulną atmosferę.
Z rozmyślań wyrwał mnie pogodny głos mamy:
-I co sądzisz?
-Bardzo różni się od tamtego domu.
-Masz rację. Staraliśmy się urządzić mieszkanie tak, by było przytulnie i żebyś czuła się bezpiecznie. Nie chcieliśmy, żebyś za każdym razem kiedy tu będziesz, przypominała sobie o tamtym mieście.- tym razem odezwał się tata.
-No na co czekasz? Idź zobacz swój pokój. Ostatni po prawej- powiedziała moja rodzicielka przytulając się do swojego męża.
Jak na komendę odwróciłam się na pięcie i ruszyłam w kierunku schodów, które miały mnie zaprowadzić na pierwsze piętro, gdzie była moja sypialnia.
Jednak zanim weszłam na pierwszy schodek odwróciłam się w stronę rodziców i powiedziałam cicho:
-Dziękuję, za wszystko.
Oni jedynie uśmiechnęli się. Nie czekając dłużej udałam się zobaczyć mój nowy pokój.
Podeszłam do ostatnich drzwi po prawej, tak jak mówiła mama i powolutku uchyliłam je. To co zobaczyłam, przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Dominowały raczej jasne barwy. Ściany miały barwę jasnego beżu, co bardzo mnie ucieszyło, gdyż lubiłam ten kolor. Naprzeciwko drzwi stało 2-osobowe łóżko z ciemno brązową ramą. Przy nim tego samego koloru co rama łóżka, był stolik nocny. Po lewej stronie stało pokaźne biurko oraz krzesło, które nie wyglądało na wygodne. Jednak postanowiłam się przekonać, czy moje podejrzenia są słuszne. Usiadłam na krzesło i ku mojemu zaskoczeniu było ono bardzo wygodne. No cóż, pozory mylą. Natomiast po prawej stronie stała ogromna szafa. Miała ten sam odcień brązu co biurko, rama łóżka i stolik nocny. Wszystko współgrało ze sobą. Nagle zauważyłam jeszcze jedne drzwi, które były przy biurku. Jakoś wcześniej nie wróciłam na nie uwagi. Postanowiłam zobaczyć co się za nimi kryło.
Po otwarciu uśmiechnęłam się lekko. Tak jak myślałam, była to łazienka. Moja własna. W NY dzieliłam ją z rodzicami, co nie było przyjemne. Lecz teraz nareszcie będę mogła cieszyć się własną łazienka i to nie byle jaką. W przeciwieństwie do sypialni była ona bardziej nowoczesna i utrzymana w ciemnych kolorach. Naprzeciwko drzwi wisiało lustro dużych rozmiarów, a pod nim biały błyszczący zlew. Koło niego było kilka półek na moje różne kosmetyki kremy itd. Z lewej strony od drzwi była duża wanna, jak później zauważyłam z hydromasażem, a obok prysznic. Osobiście wole wannę, bo można poleżeć w gorącej wodzie i zrelaksować się. Natomiast prysznice lubię, gdy gdzieś się śpieszę i potrzebuję tylko szybkiego odświeżenia. Nie mogłoby oczywiście zabraknąć „świątyni dumania”, czyli ubikacji. Tej nazwy nauczyła mnie moja była przyjaciółka. W tym momencie przez moją głowę przeleciały mi wszystkie wspominania dotyczące Ashley. Te dobre jak i te złe. Nie chciałam jednak teraz się rozklejać więc czym prędzej wyszłam z łazienki, później z sypialni i poszłam do rodziców.
Zeszłam na dół ale nigdzie nie mogłam ich znaleźć. Wtedy usłyszałam krzyk mojego taty z podwórka:
-Rose, kochanie zostaw to! Jeszcze coś sobie zrobisz. Ja to zaniosę.
-Oj nie marudź tylko bierz pudła i do domu.
Zaczęłam się śmiać. Moi rodzice byli wymagający i zawsze opanowani ale jak coś im odbije, to zachowywali się jak nastolatki. Podziwiałam ich, już tyle lat się znają i nie mają dość. Widać, że bardzo się kochają. Zazdroszczę im, tej miłości.
-A ty co stoisz i się cieszysz? Pomóż nam!- warknęła mama targając jakieś olbrzymi karton do kuchni.
Wyszłam więc z domu i poszłam do mojego taty który próbował wyciągnąć kolejne pudła z bagażnika. Boże gdzie to wszystko się pomieściło?!
-Tato, pomóc ci?- spytałam z nadzieją, że nie będę musiała, bo miałam ochotę iść na spacer i poznać trochę to Mystic Falls.
-O córciu jak dobrze, że przyszłaś- czyli nici ze spaceru-  Pomóż mi wyciągnąć te cholerstwa, bo męczę się z tym od dobrych 10 minut.
-Jasne tato- uśmiechnęłam się do niego i zaczęłam ciągnąć za lepszy pierwszy karton
Nagle usłyszałam charakterystyczny dźwięk darcia grubego papieru i poczułam jak spadam. Próbowałam się czegoś chwycić, ale nie miałam czego, W wyniku czego spadłam na drogę uderzając o nią głową. Jęknęłam z bólu. Głowa bolała mnie tak, że nie mogłam się ruszyć, a co dopiero podnieść. Nie wiem ile czasu minęło jak leżałam tak na drodze, ale po jakimś czasie poczułam jak ktoś łapie mnie za ramiona i podnosi do pozycji siedzącej. Później zaczęłam słyszeć przerażone głosy kogoś. Po chwili uświadomiłam sobie, że te słowa są skierowane do mnie. Żeby je zrozumieć musiałam się skupić
-Jen! Jennifer! Nic ci nie jest?- rozpoznałam przestraszony głos taty
-Może zaniosę ją do środka?- usłyszałam kolejny męski głos którego nigdy wcześniej nie słyszałam.
Poczułam jak ktoś bierze mnie na ręce i idzie ze mną w jakimś kierunku. W tym momencie czułam się jakbym dostała „głupiego jasia”. Byłam zdezorientowana i przestraszona. Nie wiedziałam ci się ze mną dzieje.  Nagle usłyszałam kolejny głos- tym razem damski
-O Boże! Co jej się stało- rozpoznałam głos mojej kochanej rodzicielki
-Próbowała wyciągnąć karton i zrobiła to tak nieumiejętnie, że upadła i uderzyła głową w podjazd- odpowiedział jej tata- Jeremy połóż ją tutaj
-Tak proszę pana- po tych słowach poczułam coś miękkiego pod plecami. Zgaduję, że była to kanapa w salonie.
-Jen, Jen kochanie słyszysz mnie?- pytała mama
Chciałam dać jej znak, że wszystko słyszę i powolutku otworzyłam oczy. Próbowałam się podnieść, ale ból głowy był nie do zniesienia. Jęknęłam z bólu i z powrotem opadłam na kanapę
-James przynieś jakieś proszki na ból głowy. Natychmiast!- krzyknęła mama do taty
-Może powinna pojechać do szpitala- odezwał się ten chłopak, co przyniósł mnie do domu. Bodajże Jeremi.
-N….nie. Wszystko jest w porządku- wymamrotałam ale na szczęście rodzicielka zrozumiała. Z trudem podniosłam się do pozycji siedzącej
-Sam słyszysz.- odezwała się do chłopaka- Oh… odkąd pamiętam była uparta i lubiła stawiać na swoim. Teraz dopiero spojrzałam na niego. Miał krótkie brązowe włosy i takiego samego koloru oczy. Był dosyć wysoki i wysportowany. Nie powiem… był przystojny.
W tym momencie do salonu wszedł tata z jakimś opakowaniem na tabletki i szklanką z wodą.
-Trzymaj- podał mi owe rzeczy i zwrócił się do Jeremiego. – Dziękuję ci za pomoc. Nie wiem jakbym doniósł tego grubasa tutaj.
-Tato!-krzyknęłam i zalałam się rumieńcem
-Myli się pan. Pana córka jest bardzo lekka- uśmiechnął się- Tak w ogóle miło cię poznać. Jestem Jeremy Gilbert.- podał mi rękę, a ja ją uścisnęłam
-Jennifer Carter. Mi również
-To ja chyba będę się zbierać- odezwał się po chwili- Siostra na mnie czeka.
-Masz siostrę?- odparłam ciekawa- Jest w moim wieku? Jak ma na imie?
-Tak. Jest ode mnie rok starsza- ma siedemnaście. Elena.
-To tyle co ja.- zamyśliłam się – Poznasz mnie z nią kiedyś?
-Jasne, nie ma sprawy- uśmiechnął się ciepło- Jeśli jutro masz czas to chętnie cię z nią zapoznam. Tylko podaj swój numer, bo jakoś muszę się z tobą skontaktować.
-Podaj telefon- powiedziałam i wyciągnęłam rękę. Po chwili miałam w niej dotykowy telefon. Szybko wpisałam w nim mój numer i oddałam go właścicielowi.
-Do usłyszenia.- rzucił do mnie na pożegnanie- Do widzenia państwu- uśmiechnął się do moich rodziców
-Do widzenia Jeremy i jeszcze raz dziękuję- odwzajemnił uśmiech mój tata.
Chwile jeszcze pogadałam z rodzicami i poszłam do mojego pokoju. Biorąc wcześniej pierwszy lepszy ręcznik i żel pod prysznic i szampon, skierowałam się do łazienki w celu zażycia długiej i gorącej kąpieli.

środa, 9 stycznia 2013

Rozdział II


Rok 1863, Mystic Falls…

Od roku jestem zaręczona z Damonem. Jest podekscytowany, iż niedługo mamy brać ślub. Niestety ja nie dopuszczę do tego. Tak, bardzo go kocham i nie chcę, by zmarnował sobie życie przy mym boku. Gdyż całkiem niedawno dowiedziałam się, iż choruję na gruźlicę. Jestem w pierwszym stadium choroby i jeszcze nie odczuwam jej tak bardzo. Nie ma na nią lekarstwa i wiem, że umrę. Nie chcę by Damon w wieku 24 lat został wdowcem.  Najgorsze jeszcze przede mną… muszę mu powiedzieć…

-Panienko Evans, Panicz Salvatore do panienki- powiedziała moja służąca. Bardzo miła, starsza osóbka.
-Dziękuję Gabrielo. Już idę.- posłałam jej smutny uśmiech i zeszłam do mojego ukochanego wyznać mu prawdę.
-Witaj ukochana.- przywitał się ze mną Damon-pięknie wyglądasz. Zresztą jak zawsze- pocałował mnie czule w usta.
-Witaj Damonie- odpowiedziałam mu z smutną miną
-Kochana czy coś się stało, że nie masz humoru?- spytał zmartwiony
-Tak, lecz nie tutaj. Chodź.- pociągnęłam go za rękę i wyszliśmy z mego domu
Poszliśmy nieśpiesznym krokiem w nasze ulubione miejsce- nad jezioro. Żadne z nas nie odzywało, dopiero po chwili Damon zabrał głos:
-Jennifer, powiedź w końcu co się dzieje. Zaczynam się denerwować
-Więc…Ja…Przepraszam nie wezmę z tobą ślubu…- wyszeptałam a łzy zaczęły lecieć po moich różowych policzkach
-Ukochana… chyba nie mówisz tego poważnie. Te żarty nie są śmieszne- widać, że przestraszył się
-Przykro mi mój kochany, jednak nie stroję sobie żartów.- coraz więcej łez wypływało z moich oczu
-Znalazłaś sobie innego…- stwierdził zaciskając dłonie w pięści- Co on ma czego ja nie mam?
-Damon! Jak mogłeś pomyśleć, że znalazłam innego mężczyznę? Kocham tylko ciebie i to nigdy się nie zmieni.- wykrzyczałam
-Więc czemu nie chcesz zostać moją żoną?- spytał. Jego oczy również zaczynały błyszczeć od łez.
-Gdyż… ja…ja… jestem chora.- wydusiłam z siebie- Mam gruźlicę.
Nagle ciało Damona zesztywniało. Jego twarz wyrażała przerażenie. Patrzył na mnie swymi pięknymi oczami, które tak bardzo kochałam i wiedziałam, że niedługo już nigdy ich nie zobaczę.
-I dlatego też nie chcę byś brał mnie za żonę, wiedząc, iż niedługo nie będzie mnie na tym świecie. Nie chcę byś  zmarnował sobie życie. Pragnę, żebyś pokochał kogoś tak bardzo jak mnie i był z ową osobą szczęśliwy.
-Ja nie chce nikogo innego!- wykrzyczał gdy wyrwał się z odrętwienia- Chcę ciebie!
-Przykro mi ukochany, lecz nie pozwolę byś był wdowcem w wieku 24 lat.
-Jennifer…- objął mnie mocno i nie chciał puścić.- Kocham cię, będę z tobą do końca.
Wtedy rozpłakałam się. Płakałam wkulona w niego i teraz dopiero zdałam sobie sprawę ile stracę. Ja nie chcę umierać. Chcę każdego dnia budzić się obok Damona, chcę patrzeć jak dorastają moje dzieci, wnuki. Jednak nie będzie mi to dane. Nigdy tego nie doświadczę…

6 miesięcy później…
http://www.youtube.com/watch?v=Aihu16RyYp8 (włączcie tę piosenkę)

Choroba nadal postępowała. Coraz trudniej mi się oddychało. Coraz częściej kaszlałam. Damon tak jak obiecał był przy mnie cały czas. Odkąd nie opuszczałam łóżka, nie odstępował mnie na krok. Od kilku tygodni mieszka w moim domu. Oczywiście nie pozwoliłam mu spać w tym samym pokoju co ja więc wybrał sypialnie najbliżej mojej. Mimo, iż w dzień próbował nałożyć maskę radości i rozśmieszać mnie, słyszałam, jak nocami płacze. I to wszystko z mojego powodu. Mój ukochany po długich tygodniach namów i błagań, zgodził się nie brać ze mną ślubu. Gdybym miała możliwość cofnięcia czasu, nic bym nie zmieniła. Moje życie, krótkie życie, stało się idealne dzięki Damonowi. Był on moją jedyną prawdziwą miłością. To on wspierał mnie po śmierci rodziców, to on uczył mnie jeździć konno. To on pokazał, że życie z osobą którą się kocha, może być wspaniałe.
Mój niedoszły teść i Stefan również często mnie odwiedzali. Tak samo jak Damon próbowali ukryć swoje przygnębienie, jednak nie udawało im się to. Odkąd nie miałam rodziców to oni stali się moją rodziną. Pan Salvatore traktował mnie jak własną córkę, której nigdy nie miał, a Stefan jak rodzoną siostrę. Bardzo ich kochałam i nie chciałam zostawiać.

Gdy dziś rano się obudziłam, wiedziałam, że nadszedł mój czas… Miałam wysoką gorączkę, kaszlałam więcej niż zazwyczaj. Chciałam ten ostatni dzień spędzić z moim ukochanym.
-Damon- odezwałam się- To dzisiaj…
-Co?- natychmiast stał się nerwowy- Nie, nie, nie. Kochanie tylko ci się tak wydaję. Wyjdziesz z tego.
Och, mój ukochany cały czas miał nadzieję, że wyzdrowieje. Jednak ja wiedziałam, że nie doczekam lata.
-Proszę…- nagle złapał mnie atak kaszlu- proszę… zostań ze mną do końca- wypowiedziałam z trudem przez łzy.
-Obiecuję ci to ukochana…- ścisnął mą dłoń- Obiecuję…

Byłam coraz słabsza. Coraz ciężej oddychało mi się. Te ostatnie godziny spędziłam z Damonem przypominając sobie momenty naszego związku.
-A pamiętasz, jak wepchnąłeś mnie z pomostu do jeziora?- wyszeptałam
-Ah naturalnie. – rozmarzył się- później jak dżentelmen wskoczyłem na pomoc damie w potrzebie.
Obydwoje się zaśmialiśmy. Nagle zakręciło mi się w głowie i prawie straciłam przytomność.
-Ukochany, wiem, że to są ostatnie nasze chwile razem, więc proszę wysłuchaj mnie- pokiwał głową na znak zgody- Odkąd pamiętam moje życie było bezbarwne, smutne, nijakie. Czegoś mi brakowało… I wtedy poznałam ciebie. Odmieniłeś moje życie. Nabrało barw i chciało mi się żyć z myślą, że mam dla kogo. Wtedy na kolacji u twojego ojca, uczyniłeś mnie najszczęśliwszą kobietą na świecie. Nawet nie zdajesz sprawy kochany, jak bardzo chciałabym żyć. Jak bardzo chciałabym budzić się codziennie przy tobie. Jak bardzo chciałabym wyjść za ciebie i być matką twoich dzieci. Jest mi strasznie ciężko, że będę musiała cię zostawić. Uwierz mi kochany, zrobiłabym wszystko, by zostać z tobą, aż do późnej starości. Proszę obiecaj mi, że znajdziesz kobietę, którą pokochasz równie mocno co mnie. Która będzie mogła zrobić to czego ja nie zdążyłam. Obiecaj- moje oczy zeszkliły się.
-Jennifer, kochana moja. Nigdy nikogo nie pokocham równie mocno co ciebie. Jeśli ciebie zabraknie, moje życie nie będzie miało sensu. Proszę nie zostawiaj mnie!- krzyczał i płakał
-Damon, nawet nie wiesz jak bardzo chciałabym zostać. Obiecaj, że będziesz żyć dalej. Nauczysz się żyć beze mnie. Obiecaj!
-Obiecuję.- powiedział z wyraźną niechęcią.- Teraz pozwól, że ja coś powiem- kiwnęłam głową- Więc, odkąd cię poznałem moje życie stało się wprost idealne. Poznałem kobietę moich marzeń, moich snów. Stałaś się nieodłączną częścią mnie. Zawsze będę cię kochał. I obiecuję ci, że kiedyś znów się spotkamy. Jeśli nie na tym to na tamtym świecie, ale spotkamy się. Zawsze będę o tobie pamiętał, aż do końca moich dni.
Łzy zaczęły lecieć po moim bladym policzku. Zdjęłam z palca pierścionek, który dostałam od Damona i podałam mu go
-Daj go kobiecie, którą pokochasz. I niech przypomina ci on o mnie. Zawsze będę cię kochać. Będę opiekować się tobą, Stefanem i Giuseppem z góry. Troszcz się o nich, tak jak ja będę o ciebie.
Mój ukochany przytulił mnie i wyszeptał do ucha:
-To nie jest pożegnanie Jennifer. Jeszcze się spotkamy- pocałował mnie po raz ostatni i szepnął niemal bezdźwięcznie- Kocham cię
-Ja ciebie też ukochany, ja ciebie też.
Nagle zrobiło mi się czarno przed oczami i już wiedziałam, że naszedł ten moment. Moment w, którym miałam zostawić osobę którą pokochałam całym moim sercem. Ostatnimi siłami uśmiechnęłam się do Damona i zasnęłam. Tym razem na zawsze…

piątek, 4 stycznia 2013

Rozdział I



Rok 1862, Mystic Falls…

Obudziłam się rano i poczułam czyjś wzrok na sobie. Oczywiście był to mój ukochany. Wpatrywał się we mnie swoimi niebieskimi oczami. Kochałam to uczucie. Kochałam jego.
-Witaj moja droga. Wyspałaś się?- spytał mnie z troską
-Odkąd śpię przy twoim boku, zawsze się wysypiam.- uśmiechnęłam się uroczo
Nagle poczułam jego miękkie usta na swoich. Uwielbiałam, gdy mnie całował. Wtedy zapominałam o wszystkich moich troskach. O ile takowe miałam. Od roku moje życie było idealne. Właśnie rok temu zostałam ukochaną  Damona Salvatore.
-Kochana, pamiętasz, że dzisiaj wieczorem jest kolacja z moim ojcem?- spytał gdy oderwaliśmy się ode siebie
-Ależ oczywiście, że pamiętam. Jak mogłeś pomyśleć, że zapomniałam o tak ważnej rzeczy?- udawałam oburzoną
-Jennifer, nie umiesz kłamać- zaśmiał się- Znam cię 2 lata i wiem kiedy nie mówisz prawdy.
-No dobrze. Masz rację. Zapomniałam. Ale spokojnie, będę na kolacji.
-Oczywiście, że będziesz. Inaczej ominie cię zaszczyt spędzenia długich godzin z moim jakże wspaniałym ojcem.- syknął z sarkazmem
Teraz to ja zaczęłam się śmiać. Odkąd pamiętam Damon nie przepadał za swoim ojcem. Uważał, że Giuseppe za bardzo ingeruje w jego życie.
-Och Damon. Nie mów tak. To nadal twój ojciec. Poza tym… lubię go.
-On ciebie też. Ciągle się pyta, kiedy ci się oświadczę- nagle jakby zrozumiał, co powiedział i otworzył szeroko oczy.- Ja naprawdę to powiedziałem?
-Tak-zarumieniłam się
-Przepraszam, zapędziłem się. Wybaczy mi panienka Evans?
-Ależ oczywiście paniczu Salvatore.-ukłoniłam się- Nie potrafiłabym się na pana długo gniewać.
- To świetnie bo nie mógłbym zrobić tak…-pocałował mnie w szyję- ani tak…- teraz w ucho- ani też tak…- tym razem prosto w usta

Jakiś czas później w posiadłości Salvatorów…

-Jennifer! Jak dobrze cię widzieć!- przytulił mnie u progu pan Salvatore.
-Mnie pana również miło widzieć- uśmiechnęłam się
-Damon już na ciebie czeka w salonie. Kilka godzin bez ciepie a on już wariuje- zaśmiał się Giuseppe
-Dziękuję bardzo.- uśmiechnęłam się i poszłam do mojego ukochanego

-Damon!- krzyknęłam, gdy go zobaczyłam
-Jennifer, kochana.- podbiegł do mnie i mocno przytulił- Stęskniłem się
-Ja również- lekko pocałowałam go w usta
-Bracie opanuj swoje popędy i zaprowadź Jennifer do jadalni.- usłyszeliśmy męski głos
-Witaj Stefanie- odezwałam się do młodszego brata Damona
-Witam panienko Evans.- ukłonił się i pocałował moją dłoń
-Bracie, zaprowadź Jen do jadalni. Ja muszę iść jeszcze po coś do pokoju.- zwrócił się Damon do Stefana
-Oczywiście. Panienko Evans?- nadstawił swoje ramię najmłodszy z Salvatorów
-Z największą przyjemnością paniczu Salvatore.- uśmiechnęłam się i chwyciłam Stefana za podstawione ramię

-Powiedz mi moje dziecko, jak sobie radzisz, odkąd twoi rodzice zaginęli?- zagadnął mnie pan Salvatore podczas kolacji
-Ojcze! – Damon chciał go najwyraźniej upomnieć, bo wiedział, że jeszcze nie radzę sobie z myślą, że moich rodziców już nie ma.
Zaginęli półtora roku temu.  Byli na przejażdżce konnej i już z niej nie wrócili. Ich ciał nigdy nie odnaleziono. Dostałam po nich duży spadek, dzięki czemu mogłam utrzymać siebie i mój dom rodzinny.
-Spokojnie Damon.-uspokoiłam mojego ukochanego.- Więc panie Salvatore…
-Och kochana, znamy się na tyle długo, że możesz mówić mi Giuseppe- przerwał mi ojciec Damona i Stefana
-Dobrze więc… Giuseppe- uśmiechnęłam się- Jest już trochę lepiej, niż na początku. Gdyby nie Damon nie poradziłabym sobie.
-Och kochaniutka nie musisz mu tak schlebiać
-Ależ mówię prawdę panie Salv… znaczy Giuseppe. Damon bardzo mnie wspierał w tych trudnych chwilach.
-Cieszę się, że mój syn znalazł tak wyjątkową kobietę,  jak ty Jennifer. Mam nadzieję, iż będziecie ze są dopóki was śmierć nie rozłączy.- mówił Salvatore
-Ojcze, o to nie musisz się martwić- odezwał się nagle Damon i wstał od stołu.
Nagle zatrzymał się przede mną, ukląkł na jedno kolano i wyjął z kieszeni spodni pierścionek
-Jennifer Margaret Evans, czy uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną?
Zaskoczył mnie. Nie wiedziałam co powiedzieć. Łzy cisnęły mi się do oczy. Widziałam zdenerwowanie na twarzy Damona. Po chwili kiwnęłam głową na zgodzę. Jego twarz od razu złagodniała i przybrała szczęśliwy wyraz. Nałożył mi na palec pierścionek zaręczynowy i pocałował.
-Gratuluje wam moje dzieci.- przytulił nas pan Salvatore.- obyście zawsze się kochali i doczekali prawnuków.
-Dziękuję Giuseppe- uśmiechnęłam się do mojego przyszłego teścia
-Jen… naturalnie, że możesz zwracać się do mnie tato.
-Bardzo panu dziękuje… znaczy tacie.- jeszcze raz go przytuliłam
-Gratuluję bracie-Stefan poklepał mojego narzeczonego po plecach, a mnie przytulił i wyszeptał do ucha- Damon to szczęściarz, że cię ma. Gratulacje.
-Kochani moi, idźcie nacieszyć się sobą.- odezwał się najstarszy Salvatore
-Dobranoc ojcze- pożegnał go Damon
-Dobranoc.- tym razem to ja zabrałam głos
Wspólnie z Damonem wyszliśmy z posesji, trzymając się za ręce. Kierowaliśmy się w stronę jeziorka, które było nieopodal domu Salvatorów.

-Damon… jest piękny- odparłam zauroczona pierścionkiem zaręczynowym, który dostałam od mojego ukochanego.
-Należał do mojej matki. Ojciec dał mi go, gdy cię poznałem. Staruszek ma przeczucie- zaśmiał się- Nawet sobie nie wyobrażasz jak bardzo cię kocham.
-Jak ciebie również kocham. Cieszę się, że cię poznałam. Nie wyobrażam sobie życia bez ciebie.
-Ani ja bez ciebie.- zaczęły lecieć mi łzy wzruszenia
Byliśmy wtuleni w siebie i Damon najwyraźniej poczuł ciesz na swojej koszuli.
-Ukochana, co się stało.- wziął moją twarz w swe dłonie i począł wycierać me łzy
-Absolutnie nic. To łzy szczęścia- uśmiechnęłam się i pocałowałam
-Obiecuję ci, że do końca mojego życia będę cię kochał.


środa, 2 stycznia 2013

Prolog


W jednym momencie jesteście szczęśliwi. Macie kogoś kto was kocha. Dla kogo jesteście całym życiem. Dla kogo zrobilibyście wszystko. Jednak nie taka zaplanowana jest moja przyszłość. Natura, jeśli można to tak nazwać , sprawiła że straciłam wszystko. Straciłam jego. Na zawsze. Chodź obiecał mi że będzie żyć dalej, wiem że będzie mu ciężko. Jednak ja zawszę będę przy nim. Nigdy go nie zostawię. Może w innym życiu się spotkamy i znowu będzie tak jak kiedyś. Znowu będziemy liczyli się tylko my. Znowu odnajdę swoje szczęście. Może...

Notka organizacyjna

Hej! Tak więc postanowiłam założyć drugiego bloga na podstawie The Vampire Diaries. Prolog pojawi się dzisiaj lub jutro. Jeśli macie jakieś pytania to zadawajcie je w kometarzach, a na pewno na nie odpowiem. Tak więc zapraszam do czytana oraz komentowania.
PS. Mój pierwszy blog to http://just-love-me-4ever.bloog.pl/
Pozdrawiam
Agata