poniedziałek, 5 sierpnia 2013
Rozdział X
Rok
1861, Mystic Falls…
Biegłam wąskimi
dróżkami w ciemnym lesie, starając się ominąć wszystkie wystające korzenie czy
gałązki by nie pokaleczyć się. Brakowało mi już tchu, ale musiałam uciekać
przed goniącą mnie postacią. Nie mogłam dać jej możliwość złapania mnie, jednak
ona coraz bardziej zbliżała się. W miarę wgłębiania się w las ciężej było
utrzymać równowagę, gdyż raz po raz moja suknia zaczepiała się o gałęzie.
W pewnym momencie
poczułam jak czyjaś dłoń chwyta mnie za nadgarstek i przyciąga do siebie.
Mimowolnie krzyknęłam. Chwile później stałam zziajana i zmęczona naprzeciw
mojego najlepszego przyjaciela – Damona.
-Ty głupku! Wiesz
jak mnie przestraszyłeś? – uderzyłam go w klatkę piersiową. Pewnie i tak nic
nie poczuł, gdyż był dobrze zbudowany i silny.
-Myślałaś, że to
jakiś morderca? – zaśmiał się – Co robiłaś w nocy w lesie? –spoważniał nagle
-Poszłam na
wieczorny spacer, a nawet jeśli robiłabym coś innego, nie powinno było cię to
obchodzić Damonie- rzuciłam arogancko
-To ty powinnaś być
mi wdzięczna, że uratowałem cię, przed jakimś groźnym człowiekiem lub
zwierzęciem.- uśmiechnął się w taki sposób, że cała się rozpłynęłam w środku.
Gdy moja rodzina
przyjechała do Mystic Falls od razu zaprzyjaźniła się z rodziną Salvatorów.
Można rzec, że zaprzyjaźniła się. Zawsze miałam dobry kontakt z Damonem i jego
młodszym bratem - Stefanem, a pół roku temu jeszcze bardziej zacieśniła się ta
więź. Mimo, iż kiedyś obiecałam sobie, że z każdym będzie łączyła mnie tylko i
wyłącznie przyjaźń, to do Damona poczułam coś więcej, i nie chodziło tylko o
to, że był niesamowicie przystojny, ale ważniejszy był jego charakter i sposób
bycia. Jednak nie chciałam niczego między nami psuć więc siedziałam cicho i
udawałam, że wszystko jest w porządku, mimo iż nocami śniłam o jego pocałunkach.
Chciałam po prostu być w jego ramionach ze świadomością, że mnie kocha. Nagle
nie mogłam się powstrzymać i mocno wtuliłam się w jego twardą gorącą pierś i
schowawszy twarz w zagłębianiu szyi wyszeptałam:
-Dziękuję
-Jennifer? Czy coś
się stało?-zapytał zaniepokojony obejmując mnie- Wiesz, że mi możesz powiedzieć
wszystko prawda?
Samotna łza spłynęła
mi po policzku, ale szybko ją wytarłam by nie poczuł cieczy na koszuli.
Niechętnie oderwałam się od niego i ze sztucznym uśmiechem odpowiedziałam:
-Nic się nie stało,
po prostu dziękuję ci, że jesteś
Nagle zostałam
poderwana z ziemi i byłam na rękach mojego przyjaciela
-Namęczyłaś się
dzisiaj przeze mnie, muszę to odpokutować, dlatego też zaniosę cię do domu- i
ruszył ze mną w ramionach
Nie protestowałam, gdyż
bardzo mi to schlebiało. Z każdą chwilą kochałam go coraz bardziej, jednak
teraz pozostało mi tylko rozkoszować się ciepłem jego ciała i silnymi ramionami
które mnie przytrzymywały, aż dojdziemy do domu.
-Więc Jennifer…-
zagadnął podczas drogi- Masz jakieś plany związane z dniem jutrzejszym?
-Nie sądzę. Jutro
raczej pójdę nad jezioro, by w spokoju pomyśleć
-Zatem czy mógłbym
ci w tym myśleniu pomóc?
Zaśmiałam się.
-Ależ oczywiście,
jeśli tylko nie będziesz mi przeszkadzał.
Nagle zorientowałam
się, że wcale nie idziemy w stronę mojego domu. Ufałam mu, ale byłam
zdezorientowana.
-Umm… Damon?-
odezwałam się niepewnie
-Tak, panienko
Evans?
-Dokąd mnie
zabierasz?
-To niespodzianka,
bądź cierpliwa- puścił mi oczko. Coż…w takim razie pozostaje mi jedynie czekać.
-Jennifer, obudź
się- ze snu wyrwał mnie czyiś głos. Po chwili zrozumiałam, że to głęboki
baryton Damona.- Co się dzieje?
-Zasnęłaś w moich
ramionach, gdy niosłem cię tutaj. Jesteśmy na miejscu.-uśmiechnął się
delikatnie
Rozejrzałam się i
dostrzegłam, że jesteśmy w moim ukochanym miejscu- nad jeziorem. Oczarowało
mnie jak wygląda to miejsce nocą, gdy pełnia księżyca i gwiazdy odbijają się od
spokojnej tafli wody. Nigdy nie widziałam jak wygląda tutaj po zmierzchu i w
tamtym momencie żałowałam tego. Było przepięknie.
-I jak?-zapytał
jakby zdenerwowany Damon
-Jest cudownie,
zastanawiam się czemu nie odważyłam się przyść tu wcześniej w nocy. Teraz tego
żałuję, jest wręcz oszałamiająco.
-Jestem zaszczycony,
że pierwszy zabrałem cię tutaj ja.-ukłonił się-Wiem, że uwielbiasz to miejsce.
Podobnie jest ze mną. Tylko tu można przyjść i spokojnie pomyśleć bądź
zwyczajnie odpocząć, a poza tym jest tu pięknie.-rozmarzył się spoglądając na
śliczny krajobraz.
-Zgadzam się z tobą-
uśmiechnęłam się lekko. Po chwili ciszy zaproponował:
-Pójdźmy na pomost.
Zamiast odpowiadać
po prostu ruszyłam w kierunku konstrukcji. Drewno pod naszymi nogami
trzeszczało i skrzypiało, mimo to nie bałam się, że coś mi się stanie, gdy obok
był Damon.
Usiedliśmy na końcu
pomostu i zaczęliśmy rozmawiać jak najzwyklejsi przyjaciele, mimo iż ja czułam
się inaczej, każda minuta w jego towarzystwie sprawiała mi przyjemność i
chciałam by zostało tak już na zawsze.
Wtem Damon rozejrzał
się dookoła jakby czegoś szukał, gdy znowu skupił wzrok na mnie jego oczy
wyrażały dziecięcą radość i podniecenie.
-Ufasz mi? –odezwał
się
-Tak, oczywiście,
ale o co chodzi?- szybko poderwał się na proste nogi i podał mi rękę
-Chodź, a za chwilę
się dowiesz- nie miałam innego wyboru by chwycić o za wyciągniętą dłoń i ruszyć
za nim. Po chwili biegu dotarliśmy do niewielkiej białej łódki.
-Mam nadzieję, że
nasz ukochany John Dawson nie obrazi się, że pożyczymy na chwilę jego łódź.
-Ależ Damonie to
kradzież mienia!- wyrwałam swoją rękę z jego uścisku
-To nie kradzież
jeśli oddamy mu ją w idealnym stanie, czego ja dopilnuję. No dalej Jennifer nie
daj się prosić- spojrzał na mnie tymi pięknymi oczami, które w świetle księżyca
wydawały się jeszcze bardziej niebieskie i błyszczące.
-Ehh… no dobrze.-
skapitulowałam po chwili rozważania za i przeciw.
Damon, jako
dżentelmen, pomógł mi wsiąść na łódkę ta bym nie zamoczyła sukienki a następnie
sam wsiadł odpychając ją wcześniej od brzegu. Nie przestawał wiosłować póki nie
znaleźliśmy się na środku jeziora. Wtedy odłożył wiosła i ułożył się wygodniej.
Podziwialiśmy widoki w milczeniu dopóki Salvatore nie przerwał tej pięknej
ciszy.
-O czym myślisz?
-O tym jak tu
pięknie i czemu nie spróbowałam tego wcześniej.-westchnęłam- A ty?
-Masz rację jest tu
pięknie lecz piękniejsze widoki mam przed sobą-popatrzył mi głęboko w oczy. Czy
on właśnie…? Nie to niemożliwe… nazwał mnie piękną? Na ten nieoczekiwany
komplement zarumieniłam się, czego nie mógł zobaczyć przez ciemność nas
otaczającą, i schyliłam głowę.
Wtedy poczułam jak
łódka się zakołysała a zaraz potem jego ciepłe palce unoszące moją twarz, tak
bym spojrzałam mu w oczy
-Jesteś piękna
Jennifer-powtórzył-Odkąd się poznaliśmy nie mogłem przestać o tobie myśleć.
Cały czas pierwsze miejsce w mojej głowie zajmowałaś ty. Od tak dawna czekałem,
na tą chwilę jak ta. Kocham cię Jennifer.
Nie mogłam uwierzyć
w to co przed chwilą usłyszałam. To wszystko znaczy, że od początku
odwzajemniał moje uczucia! Nie było słów tym mogła opisać co czułam w tej
chwili. Radość, spełnienie, podniecenie, miłość…
Musiałam długo nie
odpowiadać bo iskierki w oczach Damona przygasły.
-Nie czujesz tego co
ja...-odezwał się rozczarowany i chciał się odsunąć, gdy wzięła w dłonie jego
twarz i w końcu powiedziałam:
-Kocham cię Damonie.
-Nie boisz się?
-Nie skrzywdziłbyś
mnie.- powiedziałam cicho
I wtedy pierwszy raz
mnie pocałował.
Subskrybuj:
Posty (Atom)