poniedziałek, 5 sierpnia 2013

Rozdział X

Przepraszam, że tyle nie dodawałam, ale wyjechałam na obóz i nie miałam jak, więc jeszcze raz przepraszam to nie powinno się więcej powtórzyć :)

**********

Rok 1861, Mystic Falls…

 

Biegłam wąskimi dróżkami w ciemnym lesie, starając się ominąć wszystkie wystające korzenie czy gałązki by nie pokaleczyć się. Brakowało mi już tchu, ale musiałam uciekać przed goniącą mnie postacią. Nie mogłam dać jej możliwość złapania mnie, jednak ona coraz bardziej zbliżała się. W miarę wgłębiania się w las ciężej było utrzymać równowagę, gdyż raz po raz moja suknia zaczepiała się o  gałęzie.

W pewnym momencie poczułam jak czyjaś dłoń chwyta mnie za nadgarstek i przyciąga do siebie. Mimowolnie krzyknęłam. Chwile później stałam zziajana i zmęczona naprzeciw mojego najlepszego przyjaciela – Damona.

-Ty głupku! Wiesz jak mnie przestraszyłeś? – uderzyłam go w klatkę piersiową. Pewnie i tak nic nie poczuł, gdyż był dobrze zbudowany i silny.

-Myślałaś, że to jakiś morderca? – zaśmiał się – Co robiłaś w nocy w lesie? –spoważniał nagle

-Poszłam na wieczorny spacer, a nawet jeśli robiłabym coś innego, nie powinno było cię to obchodzić Damonie- rzuciłam arogancko

-To ty powinnaś być mi wdzięczna, że uratowałem cię, przed jakimś groźnym człowiekiem lub zwierzęciem.- uśmiechnął się w taki sposób, że cała się rozpłynęłam w środku.

Gdy moja rodzina przyjechała do Mystic Falls od razu zaprzyjaźniła się z rodziną Salvatorów. Można rzec, że zaprzyjaźniła się. Zawsze miałam dobry kontakt z Damonem i jego młodszym bratem - Stefanem, a pół roku temu jeszcze bardziej zacieśniła się ta więź. Mimo, iż kiedyś obiecałam sobie, że z każdym będzie łączyła mnie tylko i wyłącznie przyjaźń, to do Damona poczułam coś więcej, i nie chodziło tylko o to, że był niesamowicie przystojny, ale ważniejszy był jego charakter i sposób bycia. Jednak nie chciałam niczego między nami psuć więc siedziałam cicho i udawałam, że wszystko jest w porządku, mimo iż nocami śniłam o jego pocałunkach. Chciałam po prostu być w jego ramionach ze świadomością, że mnie kocha. Nagle nie mogłam się powstrzymać i mocno wtuliłam się w jego twardą gorącą pierś i schowawszy twarz w zagłębianiu szyi wyszeptałam:

-Dziękuję

-Jennifer? Czy coś się stało?-zapytał zaniepokojony obejmując mnie- Wiesz, że mi możesz powiedzieć wszystko prawda?

Samotna łza spłynęła mi po policzku, ale szybko ją wytarłam by nie poczuł cieczy na koszuli. Niechętnie oderwałam się od niego i ze sztucznym uśmiechem odpowiedziałam:

-Nic się nie stało, po prostu dziękuję ci, że jesteś

Nagle zostałam poderwana z ziemi i byłam na rękach mojego przyjaciela

-Namęczyłaś się dzisiaj przeze mnie, muszę to odpokutować, dlatego też zaniosę cię do domu- i ruszył ze mną w ramionach

Nie protestowałam, gdyż bardzo mi to schlebiało. Z każdą chwilą kochałam go coraz bardziej, jednak teraz pozostało mi tylko rozkoszować się ciepłem jego ciała i silnymi ramionami które mnie przytrzymywały, aż dojdziemy do domu.

-Więc Jennifer…- zagadnął podczas drogi- Masz jakieś plany związane z dniem jutrzejszym?

-Nie sądzę. Jutro raczej pójdę nad jezioro, by w spokoju pomyśleć

-Zatem czy mógłbym ci w tym myśleniu pomóc?

Zaśmiałam się.

-Ależ oczywiście, jeśli tylko nie będziesz mi przeszkadzał.

Nagle zorientowałam się, że wcale nie idziemy w stronę mojego domu. Ufałam mu, ale byłam zdezorientowana.

-Umm… Damon?- odezwałam się niepewnie

-Tak, panienko Evans?

-Dokąd mnie zabierasz?

-To niespodzianka, bądź cierpliwa- puścił mi oczko. Coż…w takim razie pozostaje mi jedynie czekać.

 

-Jennifer, obudź się- ze snu wyrwał mnie czyiś głos. Po chwili zrozumiałam, że to głęboki baryton Damona.- Co się dzieje?

-Zasnęłaś w moich ramionach, gdy niosłem cię tutaj. Jesteśmy na miejscu.-uśmiechnął się delikatnie

Rozejrzałam się i dostrzegłam, że jesteśmy w moim ukochanym miejscu- nad jeziorem. Oczarowało mnie jak wygląda to miejsce nocą, gdy pełnia księżyca i gwiazdy odbijają się od spokojnej tafli wody. Nigdy nie widziałam jak wygląda tutaj po zmierzchu i w tamtym momencie żałowałam tego. Było przepięknie.

-I jak?-zapytał jakby zdenerwowany Damon

-Jest cudownie, zastanawiam się czemu nie odważyłam się przyść tu wcześniej w nocy. Teraz tego żałuję, jest wręcz oszałamiająco.

-Jestem zaszczycony, że pierwszy zabrałem cię tutaj ja.-ukłonił się-Wiem, że uwielbiasz to miejsce. Podobnie jest ze mną. Tylko tu można przyjść i spokojnie pomyśleć bądź zwyczajnie odpocząć, a poza tym jest tu pięknie.-rozmarzył się spoglądając na śliczny krajobraz.

-Zgadzam się z tobą- uśmiechnęłam się lekko. Po chwili ciszy zaproponował:

-Pójdźmy na pomost.

Zamiast odpowiadać po prostu ruszyłam w kierunku konstrukcji. Drewno pod naszymi nogami trzeszczało i skrzypiało, mimo to nie bałam się, że coś mi się stanie, gdy obok był Damon.

Usiedliśmy na końcu pomostu i zaczęliśmy rozmawiać jak najzwyklejsi przyjaciele, mimo iż ja czułam się inaczej, każda minuta w jego towarzystwie sprawiała mi przyjemność i chciałam by zostało tak już na zawsze.

Wtem Damon rozejrzał się dookoła jakby czegoś szukał, gdy znowu skupił wzrok na mnie jego oczy wyrażały dziecięcą radość i podniecenie.

-Ufasz mi? –odezwał się

-Tak, oczywiście, ale o co chodzi?- szybko poderwał się na proste nogi i podał mi rękę

-Chodź, a za chwilę się dowiesz- nie miałam innego wyboru by chwycić o za wyciągniętą dłoń i ruszyć za nim. Po chwili biegu dotarliśmy do niewielkiej białej łódki.

-Mam nadzieję, że nasz ukochany John Dawson nie obrazi się, że pożyczymy na chwilę jego łódź.

-Ależ Damonie to kradzież mienia!- wyrwałam swoją rękę z jego uścisku

-To nie kradzież jeśli oddamy mu ją w idealnym stanie, czego ja dopilnuję. No dalej Jennifer nie daj się prosić- spojrzał na mnie tymi pięknymi oczami, które w świetle księżyca wydawały się jeszcze bardziej niebieskie i błyszczące.

-Ehh… no dobrze.- skapitulowałam po chwili rozważania za i przeciw.

Damon, jako dżentelmen, pomógł mi wsiąść na łódkę ta bym nie zamoczyła sukienki a następnie sam wsiadł odpychając ją wcześniej od brzegu. Nie przestawał wiosłować póki nie znaleźliśmy się na środku jeziora. Wtedy odłożył wiosła i ułożył się wygodniej. Podziwialiśmy widoki w milczeniu dopóki Salvatore nie przerwał tej pięknej ciszy.

-O czym myślisz?

-O tym jak tu pięknie i czemu nie spróbowałam tego wcześniej.-westchnęłam- A ty?

-Masz rację jest tu pięknie lecz piękniejsze widoki mam przed sobą-popatrzył mi głęboko w oczy. Czy on właśnie…? Nie to niemożliwe… nazwał mnie piękną? Na ten nieoczekiwany komplement zarumieniłam się, czego nie mógł zobaczyć przez ciemność nas otaczającą, i schyliłam głowę.

Wtedy poczułam jak łódka się zakołysała a zaraz potem jego ciepłe palce unoszące moją twarz, tak bym spojrzałam mu w oczy

-Jesteś piękna Jennifer-powtórzył-Odkąd się poznaliśmy nie mogłem przestać o tobie myśleć. Cały czas pierwsze miejsce w mojej głowie zajmowałaś ty. Od tak dawna czekałem, na tą chwilę jak ta. Kocham cię Jennifer.

Nie mogłam uwierzyć w to co przed chwilą usłyszałam. To wszystko znaczy, że od początku odwzajemniał moje uczucia! Nie było słów tym mogła opisać co czułam w tej chwili. Radość, spełnienie, podniecenie, miłość…

Musiałam długo nie odpowiadać bo iskierki w oczach Damona przygasły.

-Nie czujesz tego co ja...-odezwał się rozczarowany i chciał się odsunąć, gdy wzięła w dłonie jego twarz i w końcu powiedziałam:

-Kocham cię Damonie.

-Nie boisz się?

-Nie skrzywdziłbyś mnie.- powiedziałam cicho


I wtedy pierwszy raz mnie pocałował.

wtorek, 25 czerwca 2013

Rozdział IX

Gdy się obudziłam było po 10. Od zawsze lubiłam sobie pospać. Wszyscy mówią, że marnuję sobie dzień i takie tam, ale ich nie słucham. Niech mówią co chcą, a ja i tak będę spać jak najdłużej się da.

Do przyjścia Harrego zostało mi 6 godzin, więc nie ma co się spieszyć. Muszę tylko ogarnąć siebie i dom, a to nie zajmie mi więcej niż 2 godzinki. Więc całe 4 mam na leniuchowanie. Postanowiłam jednak obiad zjeść w tutejszej knajpce, bodajże „Grill”. Harry mówił, że mają tam pyszne frytki. A jako że je uwielbiam, to oczywiście na nie się skuszę.

Odkurzenie, starcie kurzy i poukładanie rzeczy w moim pokoju zajęło mi 45 minut, następnie wzięłam prysznic, ubrałam się w sukienkę z paskiem i talii i pomalowałam rzęsy, była za 10 jedenasta, więc idealna pora by połazić trochę po Mystic Falls, a później udać się na obiad, jak wcześniej zaplanowałam. Miałam już wychodzić, gdy usłyszałam dzwonek do drzwi. Gdy je otworzyłam dostałam mini zawału serca. U progu mojego domu stał ten tajemniczy mężczyzna, o przepięknych niebieskich oczach i w ręku trzymał… moją poduszkę. Totalnie ogłupiałam.

-Witaj Jennifer-posłał mi uroczy uśmiech

-Eeee.. cześć.- podrapałam się po głowie nie wiedząc jak się zachować

- Myślę, że jest twoja- podniósł do góry poduszkę

-Tak, tak. Dziękuję…- odebrałam poduszkę, starając się go nie dotknąć, lecz jakimś sposobem nasze palce się dotknęły, i poczułam iskierki przeskakujące między nimi. Szybko wzięłam moją rzecz i spojrzałam na niego. Jakby nic nie poczuł.

-Damonie, Nazywam się Damon Salvatore. – ukłonił się i wziął moją dłoń by pocałować ją. I znowu poczułam te dreszcze na całym ciele. Szybko więc wyrwałam rękę z mocnego uścisku i zaczęłam mówić w zawrotnym tempie:

-Dobra dziękuję Damonie, że zwróciłeś mi poduszkę, ale muszę już się pożegnać. PA!- miałam już zamknąć drzwi, gdy jego ręka je przytrzymała.

-Nie zaprosisz mnie do środka?-uśmiechnął się cwanie

-Nie mam najmniejszego zamiaru.- również się uśmiechnęłam, jednak chamsko

-Bo..?

-Bo cię nie znam, a nie będę zapraszała nieznajomych.-ponownie chciałam zamknąć mu drzwi przed nosem, ale ponownie je przytrzymał.

-Nie zrobię ci krzywdy, nie gryzę- zaśmiał się, jakby opowiedział, jakiś dobry żart.

Nagle poczułam przypływ odwagi.

-Wiesz co? Dobra- otworzyłam szerzej drzwi, i odwróciłam się, by pójść do kuchni. Nie słyszałam jednak jego kroków, więc obejrzałam się za siebie. Stał cały czas przed domem, nie ruszył się ani o milimetr.

-No na co czekasz? Wchodź.- wtedy dopiero, bardzo powoli, przeszedł próg i na jego ustach zawitał uwodzicielski uśmieszek

-Masz bardzo ładnie urządzone mieszkanie- przyznał przechodząc się po parterze

-Wiem.- dopiero teraz przypomniałam sobie, że cały czas trzymam poduszkę, więc odrzuciłam ja na kanapę w salonie. Później ją zabiorę.- A teraz Damonie, czy mógłbyś wyjść bo się śpieszę.

-Czemu się tu przeprowadziłaś?- zignorował moją prośbę. Westchnęłam ciężko.

-To bardzo długa i nudna historia

-Lubię bardzo długie i nudne historie- puścił mi oczko i rozsiadł się na fotelu.

„Czyli go tak szybko nie wygonię”-pomyślałam i od razu zganiłam się, że go wpuściłam.

-Pozwolisz, że ci ją streszczę- ponownie westchnęłam i opadłam na kanapę jak najdalej jego.

-Powiedziałem, że lubię DŁUGIE i nudne historie- specjalnie dał akcent na słowo „długie”- Po za tym nigdzie nam się nie śpieszy

„Ależ on jest bezczelny!”

-Tobie może nie, ale mi tak.- zdenerwowałam się

-Im szybciej zaczniesz, tym szybciej skończysz. Sama przedłużasz.- rzucił arogancko

-Jesteś dupkiem.

-Dziękuję. A teraz mów

-Kiedyś mieszkałam w Nowym Yorku. Kochałam to miasto. Miałam wszystko czego chciałam – rodzinę, pieniądze, popularność, przyjaciółkę, chłopaka… No właśnie, chłopaka. Sądziłam, że to ten jedyny. Bardzo go kochałam, zresztą nadal coś do niego czuję- po tych słowach zobaczyłam w oczach Damona nie gniew, ale wściekłość. Trochę się przestraszyłam, lecz kontynuowałam.- Ten drań zdradził mnie z najlepszą przyjaciółką. Przespał się z nią. Byłam skłonna im wybaczyć, ale oni tylko mnie wyśmiali i powiedzieli, że od dawna to trwa i jestem żałosna jeśli tego nie dostrzegałam. Wpadłam w depresję, nie chciało mi się żyć, po tym wszystkim. Oszukała mnie własna przyjaciółka i chłopak, za których byłam w stanie oddać życie. Moi rodzice, nie mogąc patrzeć na moje cierpienie przenieśli się tutaj, sądząc że to mi pomoże. Poniekąd mają rację, poznałam Harrego, Elenę, Jeremyego…

-Jesteś silna- odezwał się zamyślony

-Wiem.-wzruszyłam ramionami- Wybacz, że pytam, ale czy mógłbyś w końcu wyjść, bo naprawdę się śpieszę

-Dokąd  to księżniczko?

-Nie mów tak do mnie nigdy więcej. Nie twoja sprawa gdzie idę i po co.- byłam zdenerwowana. Czy on chociaż na chwilę nie potrafi być poważny?!

-Niby nie- zrobił z ramionami to samo co ja chwile wcześniej- Ale chyba nie chcesz, żeby cię ktoś napadł- uśmiechnął się łobuzersko, co dobrze mu wyszło. Musiał mieć to wypracowane.

-O 13 rano?

-Różnie bywa

-Czy jednak mógłbyś wyjść, mam inne rzeczy do roboty, niż użeranie się z tobą.- wstałam z kanapy a on za mną

-Boisz się mnie?-spytał podchodząc do mnie bardzo blisko. Przez chwilę zahipnotyzowana byłam przez jego niebieskie tęczówki, jedna po chwili wyrwałam się z otępienia.

-Czemu miałabym się ciebie bać?-rzuciłam wcale się nie odsuwając i patrząc mu odważnie w oczy.

-Bo wiesz, jesteś sam na sam w pustym domu z człowiekiem, którego nie znasz i nie wiesz jakie ma zamiary.- powiedział cicho i jeszcze bardziej się zbliżył. Niemal dotykaliśmy się klatkami piersiowymi. Był ode mnie wyższy i niezwykle przystojny z bliska. Jednak arogancji i chamski więc nie chciałam mieć z nim nic do czynienia.

-Nic mi nie zrobisz- warknęłam odważnie.

-Skąd taka pewność?- uśmiechnął się ironicznie i przysunął się jeszcze bliżej. Nie świadomie zrobiłam krok w tył i napotkałam przeszkodę w postaci ściany. „Jakim cudem?!”

-Nie skrzywdziłbyś mnie.-powiedziałam cicho


Nagle jego oczy z tajemniczości, arogancji i rozbawienia stały się zszokowane i przerażone. Nic nie powiedział, tylko szybko się ode mnie odsunął i zanim zdążyłam mrugnąć nie było go w domu.

niedziela, 16 czerwca 2013

Rozdział VIII

-Jennifer…

Teraz to ja byłam zdziwiona i przestraszona. Skąd on wie jak brzmi moje imię? Przecież nie znamy się. Poza tym o co im wszystkim chodzi?! Najpierw Stefan patrzył na mnie jak ja ducha, a teraz ten nieznajomy, który najpierw zagaduje mnie beznadziejnym tekstem „ślicznotko”, a później patrzy na mnie podobnie do chłopaka Eleny.

-Skąd znasz moje imię?- spytałam po chwili, gdy szok ustąpił miejsca zafascynowaniu.

Nagle jego twarz uległa zmianie, a całe ciało rozluźnieniu. Usta z powrotem ułożone były w uwodzicielskim uśmiechu, jednak oczy nadal wyrażały zaskoczenie i strach.

-A czy to ważne? –rzucił arogancko- Po prostu usłyszałem jak woła cię kolega.

-Niech ci będzie- wzruszyłam ramionami, jednak nie do końca mu wierzyłam- Skoro ty znasz moje imię to dobrze by było gdybym ja znała twoje.

-Niedługo się dowiesz- powiedział tajemniczo, wciąż uważnie przyglądając mi się.

Nagle usłyszałam dobrze znany mi głos nawołujący mnie

-Jennifer! - to był Harry.

Odwróciłam się w jego stronę i pomachałam mu. Kiedy chciałam znów spojrzeć na chłopaka okazało się, że go nie ma. Jakby rozpłynął się w powietrzu.

-Co tak długo tu robisz?- spytał z troską mój przyjaciel, gdy stanął obok mnie

-Mówiłam przecież, że musiałam zaczerpnąć świeżego powietrza.- uśmiechnęłam się by moje kłamstwo wydało się bardziej realne. Nie wiem czemu poczułam potrzebę nie mówienia mu o tajemniczym nieznajomym.

-Jezu Jen cała się trzęsiesz.- niemal krzyknął i szybkim ruchem ściągnął z siebie bluzę i narzucił ją na mnie, na co posłałam mu wdzięczny uśmiech- Chodź. Idziemy do domu.

-Nie! Muszę się pożegnać!- zaczęłam protestować.

-Spokojnie, powiedziałem im, że ciebie znajdę i wychodzimy bo jest późno.- uspokoił mnie.

-No to chodź- tym razem to ja pociągnęłam jego

 

-Harry, przecież jutro jest poniedziałek!- przypomniało mi się niedaleko mojego domu

-No wiem i co z tego- posłał mi rozbawione spojrzenie

-No i to z tego, że jutro do szkoły idziesz głupolu!

-Głupolu?- powiedział cicho- Ja jest głupol tak?- powiedział mrocznie i w mgnieniu oka zostałam przewieszona przez jego ramie. Zaczęłam piszczeć i śmiać się jak kilkuletnia dziewczynka.

-Puść mnie wariacie!

Po kilku minutach w końcu postawił mnie na nogi, a ja w zamian za noszenie na ramieniu sprzedałam mu kuksańca w bok.

-Ej!- krzyknął i teatralnie złapał się w wymienione miejsce jakby naprawdę go bolało.- Spotkamy się jutro?

-No jasne!- powiedziałam entuzjastycznie- Moi rodzice wyjeżdżają za kilka godzin i przez miesiąc będę sama w domu. Co ty na to, żeby jutro urządzić sobie filmowy wieczór?

-Świetny pomysł. Będę u ciebie o 16.- uśmiechnął się- A mam pytanie… Będę mógł zostać na noc?-spytał zawstydzony

Nie powiem. Zdziwiło mnie jego pytanie. Jednak po chwili uśmiechnęłam się do niego promiennie i powiedziałam

-Jesteś moim przyjacielem. Jasne!

-No to super. Widzimy się o 16. Pa- pocałował mnie w policzek i przytulił na pożegnanie, gdy byliśmy przy drzwiach mojego domu.

-Paa.-odwzajemniłam jego gest i po kilkunastu sekundach byłam w swoim pokoju – a dokładniej w łazience by wziąć prysznic i przygotować się do snu. Dobrze, że rodzice śpią, bo nie byliby zadowoleni czując ode mnie alkohol. Nie wypiłam strasznie dużo, ale zawsze coś.

Gdy z powrotem weszłam do pokoju, mój wzrok powędrował na okno, gdzie siedział kruk i bezczelnie przypatrywał mi się.

„Boże, mam paranoje. Oskarżam ptaka o wgapianie się we mnie” – pomyślałam. Mimo wszystko podeszłam i przepędziłam zwierzę kilkoma machnięciami ręki. Zdziwiło mnie to, że zamiast odlecieć gdzieś daleko usiadł na gałęzi drzewa koło mojego domu i dalej patrzył na mnie tymi czarnymi oczyma. Lekko zirytowana zamknęłam okno.

-To było dziwne- podsumowałam głośno i szybkim krokiem udałam się do łóżka, poprzednio wyłączając światło. Po zaledwie kilku minutach odpłynęłam w głęboki sen.

Leżałam na trawie, mokrej jeszcze od porannej rosy. Czułam jak jej wilgoć przesiąka moje ubranie. Jednak nie przeszkadzało mi to. Z drugiej strony natomiast, słońce ogrzewało moją twarz. Promienie otulały ją dając poczucie bezpieczeństwa. Było mi błogo i przyjemnie. Dobrze było od czasu do czasu po prostu odpocząć i zapomnieć o wszystkich otaczających problemach.

-Śpisz Jennifer?- nagle usłyszałam znajomy głos. To był ten władczy baryton, jednak teraz brzmiał od słodko i kojąco. To musiał być on – tajemniczy przystojniak z imprezy. By sprawdzić moje przypuszczenia odwróciłam się do źródła dźwięku. I rzeczywiście zobaczyłam tego kogo oczekiwałam. Tylko wyglądał jakoś inaczej, tak samo przystojnie ale inaczej. Włosy miał dłuższe i ułożone w lekkie fale, mocna szczęka mniej zarysowana a oczy… miał łagodne i ciepłe. Nie było w nich ani krzty gniewu, arogancji czy egoizmu. A jego usta przybrały szczery uśmiech. Niby ten sam, ale kompletnie inny. Mimo wszystko nieziemsko piękny.

Musiałam trochę za długo mu się przyglądać bo zaśmiał się uroczo i spytał:

-Aż tak paskudny jestem, że tak mi się przyglądasz?

Zawstydzona szybko potrząsnęłam głową i odpowiedziałam:

-Nie, oczywiście że nie. Jesteś piękny. – po tym szybko ugryzłam się w język. „Brawo Jennifer”- podsumowałam

-Jedyną piękną istotą tutaj jesteś ty.

Na to stwierdzenie zarumieniłam się i odruchowo przegryzłam dolną wargę. Nagle poczułam jego palce na mojej brodzie, które nakazały mi spojrzeć w jego śliczne oczy. Przypatrywały mi się dokładnie. Jego usta były niebezpiecznie blisko moich.

-Jesteś cudowna ukochana- wyszeptał i już jego usta miały dotknąć moich…

Obudziłam się, gwałtownie podnosząc do pozycji siedzącej w łóżku i głęboko oddychać. Byłam w totalnym szoku.

„Co to miało do cholery być?!” – krzyczałam w myślach

Zorientowałam się, że na dworze było jeszcze ciemno, a co dziwniejsze… ten kruk cały czas siedział na gałęzi i wpatrywał się we mnie! Miałam już tego dość. Wzięłam poduszkę podeszłam do okna i cisnęłam nią w ptaka ze złością. On wzniósł się do lotu zanim ta go dotknęła i z odgłosem jakby śmiał się ze mnie, odleciał.

Zamknęłam okno i udałam się do łazienki. Opłukałam twarz wodą by trochę trzeźwiej pomyśleć i oparłam się dłońmi i umywalkę, wpatrując w lustro.

„Co ja mam o tym wszystkim sądzić? Najpierw Stefan, który zachowywał się jakby zobaczył ducha albo jakiegoś potwora, później tej tajemniczy mężczyzna, który był jeszcze bardziej zszokowany moją osobą niż chłopak Eleny, następnie głupi kruk i na dodatek ten sen… Całkowicie zwariowany dzień, chyba powinnam zwolnić”- moje rozmyślenia przerwała mama wchodząca do pokoju.

-Jedziecie już?-spytałam

-Tak kochanie, chodź się pożegnać- uśmiechnęła się i wyszła z pokoju

Od razu poszłam za nią do salonu, gdzie czekał mój tata z ich torbami przy nodze

-Na pewno dasz sobie radę?-zapytał

-Oczywiście, że ta. Jestem już dużą dziewczynką.

-Będziemy tęsknić, dzwoń do nas co 3 dni czy wszystko w porządku córeczko- przytuliła mnie rodzicielka

-Jasne- odwzajemniłam gest po czym podeszłam do taty i uczyniłam to samo- Jedźcie bezpiecznie i szybko wracajcie


Oni jedynie uśmiechnęli się po czym wyszli. Zostałam sama, na miesiąc. Nie myśląc już zbyt wiele, poszłam do swojego pokoju i położyłam się do łóżka z zamiarem dalszego pójścia spać. Spojrzałam na drzewo – ani śladu ptaka. I dobrze. Niedługo potem zasnęłam. Tym razem nie śniło mi się nic.

wtorek, 30 kwietnia 2013

Rozdział VII + pytanie



PROSZĘ, PRZECZYTAJCIE TO CO JEST NA DOLE, POD ROZDZIAŁEM! 

********* 

Stałam przed szafą, kompletnie skołowana i co gorsza… przerażona. Za półtorej godziny ma przyjść po mnie Harry a ja nadal nie wiem co ubrać, jak się pomalować, ani co zrobić z włosami. W tym momencie przydałaby mi się przyjaciółka…  i w tym momencie zaświtało mi w głowie. Przecież mogę zadzwonić do Eleny! Ona na pewno doradzi mi co ze sobą zrobić. Szybko więc zapałam mój telefon i wykręciłam numer do siostry Jeremy’ego. Odebrała po kilku sygnałach.

-Halo?

-Hej, tutaj Jennifer. Słuchaj mam prośbę, i to wielką.

-Mów

-Dzisiaj mój znajomy zabiera mnie na imprezę i mam problem… nie mam pojęcia w co się ubrać. Pomożesz mi?

-No jasne! Ja i Jeremy też idziemy na nią. Będę u ciebie za 10 minut.- powiedziała po czym rozłączyła się.

Byłam jej strasznie wdzięczna. Chciałabym zrobić na znajomych Harolda dobre wrażenie, żeby nie uważali mnie za jakaś sierotkę Marysię. W końcu będę z nimi chodziła do szkoły. I nie chce na starcie mieć przyklejonej łatki. Tak na prawdę nie obchodzi mnie zdanie innych, ale wole mieć święty spokój. Poza tym nie chciałabym zrobić obciachu mojemu nowemu przyjacielowi.

Elena faktycznie zjawiła się w ciągu 10 minut, czym mnie zaskoczyła. Bardzo szanuję punktualność, bo sama nie znoszę spóźnialskich. To bardzo irytujące kiedy umawiasz się z osobą na daną godzinę, a ona przychodzi po 30 minutach. Tak więc dziewczyna ma u mnie plusa. Im bardziej ją poznaję tym bardziej jest ona idealna.

 

-Pokazuj co masz w szafie- uśmiechnęła się i potarła dłonie, gdy byłyśmy u mnie w pokoju. Wyglądała niczym czarny charakter, który wymyślił niecny plan.

-Witaj w moim królestwie- podbiegłam do szafy i teatralnym ruchem odsłoniłam jej drzwi ukazując co jest w środku.

Dziewczyna z gracją podeszła do niej i z zaciętą miną zaczęła poszukiwania. Po jakiś 5 minutach, które dla mnie były godzinami niepewności, wyciągnęła grafitową krótką sukienkę, której długie rękawy i plecy były z koronki i buty na obcasie pod kolor sukienki. Spojrzałam na nią niepewnie, ale ona tylko szeroko się uśmiechnęła. Wzięłam więc ją od niej i poszłam do łazienki się przebrać.

Nie myliłam się była opinająca i do połowy uda. Czy wspominałam, że nie cierpię sukienek? Nie? Tak więc nie znoszę ich! Jeśli mam wybierać dżinsy lub jakąś kieckę – zawsze wybiorę spodnie. Bardziej komfortowo się w nich czuję. Włosy wyprostowałam i rozstawiłam rozpuszczone. Makijaż natomiast składał się z cienkiej kreski eyelinerem oraz balsamu na usta.  Gdy wyszłam z łazienki o mało co nie dostałam zawału. Elena ślicznie prezentowała się w czerwonej sukience, podobnej do mojej tylko, ze jej nie miała koronki. Jej szczupłe nogi świetnie prezentowały się w czarnych botkach. Włosy również miała wyprostowane. A może ona ma takie z natury? Moje niestety są lekko kręcone. Co czasami doprowadza mnie do szewskiej pasji, gdyż nie mogę ich doprowadzić do porządku.

-Przebrałaś się kiedy byłam w łazience?- spytałam głupio

-Yep- posłała mi uśmieszek

-Wyglądasz super!- niemal pisnęłam

-To samo mogę powiedzieć tobie.-posłała mi oczko-Chyba powinnyśmy się po mału zbierać, bo niedługo będzie tu Jeremy.

-Ale po mnie przyjdzie Harry.

-Harry?- zrobiła zdziwioną minę

-Mój przyjaciel- uśmiechnęłam się nieśmiało

-No no no… Szybka jesteś dziewczyno. A ładny jest?- zaśmiała się

-Elena!- pisnęłam i rzuciłam w nią poduszką. Po chwili jednak rozmarzyłam się i powiedziałam – Bardzoo.

-Haha. Ktoś tu się zakochał.

-Wcale nie!- zaprotestowałam.- To tylko i wyłącznie przyjaciel.

-Taa, jasne wmawiaj sobie. Mnie nie nabierzesz- posłała mi tajemniczy uśmiech- wracając do tematu- pójdę z Jerem, a ty z Panem Bardzo Ładnym dołączycie do nas na miejscu.

Po chwili zadzwonił dzwonek co świadczyło o tym, iż któryś z chłopaków przyszedł. Ostrożnie- żeby się nie pozabijać w tych szpilkach- zeszłyśmy na dół. Otworzyłam drzwi i moim oczom ukazał się brat Eleny. Gdy mnie zobaczył jego oczy znacznie się rozszerzyły. Podobnie z ustami. Niezręczny moment przerwała brunetka.

-Jeremy ogarnij się bo zaraz obślinisz Jen wycieraczkę.

Ten tylko spiorunował ją wzrokiem i zwrócił się do mnie

-Ślicznie wyglądasz- na te słowa zarumieniłam się i opuściłam głowę by tego nie zobaczył

-Dobra Jer idziemy. Jennifer dołączy do nas potem.- znów uratowała mnie Elena

Brat posłał jej pytające spojrzenie ale ona tylko rzuciła „wytłumaczę ci później” i już ich nie było. Tak więc teraz zostało mi tylko czekać na Harrego. Jednak nie trwało to długo. Po chwili stałam w drzwiach, a mój przyjaciel podobnie do Jera stał i patrzył na mnie jak ciele na namalowane wrota.

-Eee.. coś nie tak?- spytałam zaniepokojona, gdy przez dłuższy czas się nie odzywał. Jak na zawołanie potrząsnął głową jakby się ocknął  i tym razem przemówił:

-Wyglądasz zjawiskowo panno Carter.- uśmiechnął się łobuzersko

-Och dziękuję panu.- cmoknęłam go w policzek

-To idziemy szaleć?

-No jasne!- krzyknęłam uradowana- Mamo, Tato! Wychodzę, będę w domu po północy! PA.

 

Dotarliśmy do dużego domu. Z oddali było słuchać muzykę, ale gdy weszliśmy do niego okazało się naprawdę głośno. Dom był przepełniony tańczącymi młodymi osobami lub starających przekrzykiwać muzykę, by tylko partner rozmowy usłyszał. Większość miała przy sobie butelkę z piwem lub drinkiem.

-Chcesz coś do picia?- powiedział mi do ucha Harry

-Tak- posłałam mu uśmiech i już po chwili straciłam go z zasięgu wzroku

 

-Jennifer!- usłyszałam nawoływanie. Zorientowałam się ze to Elena- Hej!

-Hej!- odkrzyknęłam

-Chodź przedstawię Cię paru osobom.

-Ale ja czekam na Harolda, poszedł po coś do picia.-tłumaczyłam

-Jak mu zależy to cię znajdzie.- nie dane mi było dalej dyskutować bo zostałam pociągnięta w kierunku wyjścia na taras. Dołączyliśmy do grupki młodzieży. Rozpoznawałam tam tylko Jeremiego, który uśmiechnął się do mnie przyjaźnie.

-Jennifer poznaj Bonnie- wskazała na niską mulatkę z brązowymi włosami i tym samym kolorem oczu.-Caroline- tutaj pokazała na wysoką zgrabną niczym modelka blondynkę- Matta- tym razem pomachał mi blondyn z przyjaznym uśmiechem i szczerymi oczami.- Taylora- wskazała na wysokiego bruneta- do którego przytulała się Caroline. Oho czyli są parą. Nawet ładnie razem wyglądają.- No i mojego kochanego chłopaka Stefana- rzuciła się w objęcia wysokiego i bardzo przystojnego szatyna. Jednak coś mnie zaniepokoiło. Patrzył na mnie jakby zobaczył ducha. Uśmiechnęłam się do niego, ale nie reagował. Cały czas patrzył na mnie zszokowany. O co mu do cholery chodzi? Bardzo speszyło mnie jego zachowaniem, ale wtedy na ratunek przybył mój kochany Harold.

-Hej, tu jesteś wszędzie cię szukałem. Czemu odeszłaś- mówił do mnie i w ogóle nie zwracał uwagi na osoby przyglądające się nam.

-Przepraszam. Harry poznaj ludzi. Ludzie poznajcie Harrego.- zaśmiałam się, a wszyscy mi wtórowali oprócz tego chłopaka Eleny. Dziwny jakiś. Nie zwracając jednak na niego uwagi – przedstawiłam chłopakowi wszystkich po kolei.

 

Zaczęliśmy się bawić. Tańczyliśmy, śmialiśmy się, ale cały czas czułam na sobie wzrok Stefana. Bardzo mnie to irytowało, lecz postanowiłam nie przejmować się tym i dobrze bawić. Z innymi natomiast bardzo dobrze i swobodnie mi się rozmawiało. Byli na serio sympatyczni i sądzę że zostałam przyjęta do ich paczki, podobnie jak Harry. Wypiłam parę piw i zaczynało mi się kręcić w głowie, co nie szło w parze z tańcem. Postanowiłam więc wyjść na świeże powietrze i odsapnąć. Powiadomiłam o tym mojego przyjaciela, żeby się nie martwił.

-Iść z tobą?- spytał z troską w głosie

-Poradzę sobie. Zaraz wrócę.- posłałam mu szczery uśmiech i wyszłam na dwór.

 

Było już dosyć chłodno i zaczęłam marznąć, gdy nagle usłyszałam na plecami męski głos. Był dla uszu niczym miód. Jeszcze nigdy nie słyszałam takiego barytonu.

-Co taka ślicznotka, robi sama na dworze i marznie, a nie bawi się w domu?- w tym pięknym głosie słychać było nutę arogancji i irytacji ale był niezwykle uwodzicielski. Mimo wszystko nienawidziłam gdy facet traktuje dziewczyny przedmiotowo i podrywa je tandetnym tekstem.  Nawet mnie nie widział więc skąd może wiedzieć czy jestem – jak on to ujął- „ślicznotką” ?

-To powinno cię najmniej interesować- warknęłam jednocześnie odwracając się do niego twarzą.

Gdy go zobaczyłam zabrało mi dech w piersi. Był wyższy ode mnie i cały ubrany na czarno. Kruczoczarne, lśniące w blasku księżyca włosy opadały mu na czoło. Mocna linia szczęki współgrała z resztą twarzy. Pełne usta, idealne w całowania, ułożone były w łobuzerskim uśmiechu, a oczy… najpiękniejsze oczy jakie widziałam… niebieskie niczym ocean, w którym można zagubić się bez reszty.

Jednak nim się spostrzegłam jego uśmiech zniknął, a oczy wyrażały przerażenie i niedowierzanie. Zauważyłam, że cały się spiął. Nosz kurde! O co im wszystkim chodzi?! Po chwili wpatrywania się we mnie, szepnął jedno słowo, które mnie zaszokowało:

-Jennifer…


*********

Tak więc nie wiem od czego zacząć... Może od PRZEPRASZAM? na prawdę nie mam pojęcia. Wiem, że nic mnie nie usprawiedliwi, i nie będę usprawiedliwiać mojej osoby, ale mam do Was jedno ważne pytanie... ostatnio brakuje mi weny i czy mam ZAWIESIĆ bloga? Po prostu ostatnio strasznie zaniedbuję oba blogi - może z braku weny, ale może też z innego powodu. Nie mam zielonego pojęcia i dlatego pytam się Was czy porzucić na jakiś czas pisanie, by zregenerować siły i może z czasem zacząć pisać nowe rozdziały i wtedy dopiero odnowić działalność? Proszę, to dla mnie bardzo ważne i piszcie odpowiedz w komentarzach.
Z góry dziękuję i jeszcze raz przepraszam <3
Agata

sobota, 2 marca 2013

Rozdział VI


Obudziłam się rano ze strasznym bólem głowy. Nie miałam ochoty wstawać z łóżka. Najchętniej przelenuchowałabym cały dzień. Chwile wszystko przeanalizowałam i doszłam do wniosku, że nic nie stoi mi na przeszkodzie. Pobiegłam do łazienki i wzięłam z szafki jakieś proszki na ból głowy, po czym z powrotem schowałam się pod kołdrą, gdzie czułam się bezpiecznie. Po chwili czułam jak znów odpływam w krainę Morfeusza. Niespodziewanie usłyszałam głos nad głową:
-Jen, wstawaj!- to był mój tata. Nienawidziłam, gdy ktoś mnie budził. Zresztą kto to lubi. Dlatego też wstawanie rano do szkoły było dla mnie męczarnią. Mimo, iż dobrze się uczyłam, nie lubiłam szkoły. Cieszyłam się, że następne 2 miesiące będę mogła siedzieć w domu.
-Nie? – odpowiedziałam sarkastycznie.
-Nie pyskuj, tylko posłuchaj- i znów ten ton. Jak ja go nie znoszę… Zawsze gdy ojcu nie idzie po jego myśli, zaczyna przybierać maskę surowości. Nie może znieść myśli, że ktoś inny ma rację zamiast niego. Dlatego często się z nim kłóciłam. Nadal traktował mnie jak małe dziecko, a nie oszukujmy się… ja mam 17 lat!
Niechętnie odkryłam kołdrę i popatrzyłam na rodziców.
-Słucham, o co chodzi?

-Wyjeżdżamy na miesiąc do Richmond. Mamy tam pewne sprawy do załatwienia- odezwała się rodzicielka

-No to krzyżyk na drogę- mruknęłam i z powrotem nakryłam się pościelą. Znów ogarnęło mnie ciepło i bezpieczeństwo.

-Jennifer Margaret Carter!-podniósł głos ojciec- Jedziesz z nami.-dodał już spokojniej.

Jak na komendę usiadłam na łóżku i spojrzałam na nich przerażonym wzrokiem

-Ja nigdzie się stąd nie ruszam- odezwałam się po chwili

-Ależ tak. Nie zostawimy cię tutaj samej.- tym razem głos zabrała moja mama. Mimo, iż miała spokojny ton, słuchać było w nim zdenerwowanie i niecierpliwość.

Wiedziałam, że krzykiem nic nie zdziałam więc postanowiłam powiedzieć najbardziej opanowanym i słodkim głosem na jaki było mnie stać

-Kochani rodzice.- uśmiechnęłam się do nich- Jak już wiecie, mam 17 lat i naprawdę potrafię sama siebie upilnować. Proszę zaufajcie mi. Nigdy was nie zawiodłam.

W pokoju zapanowała cisza. Widząc po ich minach, zastanawiali się co powiedzieć. Kilka minut panowała ta niezręczna cisza. Od niej aż dzwoniło mi w uszach. Nagle rodzice spojrzeli po sobie i już wiedziałam, że jestem na wygranej pozycji. Po chwili powiedzieli słowa, których się nie spodziewałam

-Jedziesz z nami i nie ma odwołania.- zabrał surowy ton tata

Siedziałam jak osłupiała i nie potrafiłam wydusić z siebie słowa. Przecież za każdym razem, gdy byli cicho dłużej niż minutę, zgadzali się.

-Co? Ale czemu?- wydusiłam w końcu.

-Powiedziałem coś, pakuj się-odparł i wyszedł, natomiast mama została. Siedziała ze spuszczoną głowa i nie odzywała się. Czyli mam jeszcze szansę…

-Mamusiu- mimo, iż wypowiedziałam te słowa cicho, ona podskoczyła przestraszona. Jakby mocno nad czymś myślała i zapomniała o bożym świecie.

-Tak Jennifer?

-Mamusiu- zaczęłam- Ja wiem, że boicie się o mnie, ale… ale proszę zrozumcie, ja mam już 17 lat i naprawdę jestem nad wyraz odpowiedzialna. Zawsze robiłam to o co mnie prosiliście, nigdy nie sprawiałam kłopotów wychowawczych i nigdy nie nadużyłam waszego zaufania. Więc czemu miałabym zrobić to teraz?- mówiłam bardzo spokojnie i wolno, ale w środku cała dygotałam- Uznajmy ten tydzień, jako sprawdzenie mnie. Proszę, namów tatę, żebym została. Ty go przekonasz. Proszę…- głos zaczął mi się łamać. Zbierało mi się na płacz. Naprawdę nie chciałam opuszczać Mystic Falls aż na miesiąc. Muszę przyznać, że polubiłam to miasto. I nie tylko dlatego, że znam już parę naprawdę świetnych osób. Naprawdę, to miasto zaczęło mi się podobać.

Nagle usłyszałam głośne westchnienie i wyraz, którego oczekiwałam i w przyszłości mógł mnie uchronić, przed 7-dniowym wyjazdem do Richmond.

-Dobrze- z radości zapiszczałam i rzuciłam się rodzicielce na szyje.

-Dziękuję mamo, dziękuję- pocałowałam ją w policzek i pędem rzuciłam się do łazienki, ostudzić emocje. Rozebrałam się z piżamy, w której cały czas byłam i wskoczyłam pod prysznic, odkręcając letnią wodę. Krople bardzo szybko ukoiły moje nerwy i zaczęły odprężać. Po jakiś 15 minutach postanowiłam wyjść.

Wysuszyłam i porządnie wyszczotkowałam moje długie, falowanie włosy, umyłam zęby oraz wytuszowałam rzęsy. Ubrałam się w wcześniej przygotowane rzeczy czyli białą bluzkę z nadrukowaną flagą Wielkiej Brytanii i moje ulubione czarne rurki. Gdy wyszłam z łazienki mój wzrok od razu padł na rodziców siedzących na łóżku. Mama miała na twarzy uśmiech natomiast mina taty nie wyrażała zadowolenia. Po jakiejś minucie nieodzywania się, ojciec westchnął głęboko i przemówił:

-Możesz zostać- przez chwile nie zdawałam sobie spawy z tego co powiedział, jednak po chwili zaczęłam piszczeć i przytulać ich krzycząc w kółko „dziękuję”

-Ale są dwa warunki-dodał po chwili, ja kiwnęłam głową na znak by kontynuował- Będziesz dzwonić do nas co 2 dni i mówić, czy wszystko w porządku i nie możesz urządzać dzikich imprez.

-Zgadzam się na obydwa warunki- zaśmiałam się, ale po chwili spoważniałam- Dziękuję wam, że postanowiliście mi zaufać. Bardzo was kocham.

Podeszłam do rodziców i mocno ich przytuliłam, co oni odwzajemnili.

-Za ile wyjeżdżacie?- odezwałam się gdy wypuściłam rodziców z moich objęć.

-Jutro, tak około 3 nad ranem.- odpowiedziała mi mama.

-Jak już będziecie wychodzić, to obudźcie mnie, dobrze?

-Jeśli chcesz.- powiedział tata- Rose, chodź musimy się spakować.- zwrócił się do swojej żony.

-W ogóle nie wiem po co rozpakowywałem się. Tylko więcej roboty- mruknął wychodząc z pokoju na co ja zareagowałam śmiechem.

Gdy wyszli z pokoju od razu złapałam za telefon i wykręciłam numer do Harrego. Po kulki sygnałach odebrał

-Halo?- ups, chyba jeszcze spał… No trudno, ma wcześniejszą pobudkę

-Witaj Haroldzie, tutaj Jennifer. Mam do ciebie sprawę.

-Zdajesz sobie sprawę, że mnie obudziłaś?

-Trzeba było wstawać szybciej- zaśmiałam się- A tak na serio to muszę z tobą pogadać. Spotkamy się?

-Jennifer z tobą zawsze i wszędzie.- Po jego słowach chyba się zarumieniłam, bo poczułam nagłe gorąco ogarniające moją twarz.- Gdzie i kiedy?

-Może za godzinę koło mojego domu? Wyrobisz się?

-Jasne, to do zobaczenia.

-Pa- pożegnałam się po czym wcisnęłam czerwoną słuchawkę.

 Byłam już w miarę ogarnięta więc teraz zostaje mi tylko czekać na 11. Bo o tej godzinie miałam spotkać się z moim przyjacielem. Nie chcąc tracić ten czas na bezczynnym leżeniu na  łóżku i gapieniu się w sufit, postanowiłam sprzątnąć w pokoju, bo przez ostatnie dni udało mi się zrobić niezły bałagan. Poukładałam wszystkie walające się po podłodze ubrania do szafy, oraz ustawiłam wszystkie kosmetyki na swoje miejsce w łazience. Zawsze lubiłam gdy w moim pokoju było czysto. Wiedziałam wtedy gdzie co jest i nie miałam problemu ze znalezieniem jakiejś rzeczy. Gdy skończyłam i spojrzałam na godzinę w telefonie, z zaskoczeniem odkryłam, że za 15 min spotykam się z Harrym. Zamknęłam drzwi od sypialni i szybko zbiegłam na dół, gdzie zastałam moich rodziców.

-Jennifer, wychodzisz gdzieś?- spytała zdziwiona mama

-Tak, spotykam się w Harrym.

-Z tym Harrym?

-Yyy… no tak?- Nie wiedziałam o co chodzi

-Ładniutki jest- poruszała znacząco brwiami

-Mamo!- krzyknęłam oburzona.

Przed dalszą żenującą rozmową uratował mnie dzwonek mojego telefonu. Domyśliłam się, że to Harry więc nie odbierając, szybko wyszłam z domu. Na ulicy stał owy chłopak. Biegiem ruszyłam w jego stronę. Rzuciłam się mu na szyję, jakbym widziała go przynajmniej przez rok. Harry jedynie się roześmiał  i oddał uścisk.

-Widzę, że nie możesz się powstrzymać, żeby mnie nie dotknąć.

-Och daj spokój- dźgnęłam go w żebra.

-Dobra mów co masz mi powiedzieć, bo sam też mam dla ciebie, myślę że fajną niespodziankę.- uśmiechnął się szeroko, że było można zobaczyć jego dołeczki w policzkach.

-No więc… moi rodzice wyjeżdżają na miesiąc. Moją jakiś sprawę w Richmond. Reasumując będę miała wolną chatę!!- Krzyknęłam i by jeszcze bardziej podkreślić jak bardzo się cieszę podskoczyłam z ręką w górze.

-Ej no to super! Zazdroszczę ci.- jego słodki uśmiech nie schodzić z twarzy.

Im częściej się z nim spotykam tym coraz częściej łapię się, że patrzę na niego dłużej niż powinnam.  Sama nie wiem co o tym myśleć...

-Dobra mów swoją niespodziankę- zabrałam głos gdy w końcu odezwałam od niego wzrok

-No więc…-przeciągał na co walnęłam go w ramię- Ej! Za to w ogóle ci nie powiem!- strzelił focha.

-Dobra już nic nie robię. No powiedz.- zrobiłam minkę słodkiego kotka na co on roześmiał się

-Dzisiaj jest robiona impreza u Jamesa-mojego kumpla. Zabieram cię na nią.

-Nie wiem czy to jest dobry pomysł…

-Och daj spokój- przewrócił swoimi zielonymi oczami.- idziesz i koniec. Będę u ciebie o 19. A co za tym idzie mamy jeszcze trochę czasu więc zapraszam cię na lody.

-Chyba jestem z stanie się zgodzić.- zaśmiałam się

poniedziałek, 18 lutego 2013

Rozdział V


-Dziękuję Jer. Do zobaczenia- przytuliłam chłopaka i poszłam w stronę drzwi wejściowych do mojego domu.
-Mamo, już jestem- zawołałam zdejmując jednocześnie buty
-Cześć córeczko, twój gość czeka u ciebie w pokoju- nagle moja mama zjawiła się znikąd w holu.
-Ok, dzięki.- rzuciłam i pędem udałam się do sypialni. Przed wejściem poprawiłam jeszcze włosy i ubranie, bo nigdy nic nie wiadomo. Weszłam i zamurowało mnie.
-Harry?- powiedziałam zdziwiona w stronę chłopaka który leżał na moim łóżku- Co ty tu robisz? Do tego na moim łóżku?
-Po pierwsze- hej. Po drugie- mówiłem, że jeszcze się zobaczymy, a po trzecie- twoje łóżko jest bardzo wygodne.- posłał mi uroczy uśmiech, wstał, podszedł do mnie i przytulił. Czy on czasami nie przesadza? Znamy się niecały dzień, a on już mnie przytula.
-Hola, hola. Nie zapędzaj się tak- powiedziałam odsuwając go od siebie.
-Emm…przepraszam…- zwiesił głowę
-Dobra spoko- poklepałam go po ramieniu- Więc teraz powiedz mi czemu zawdzięczam twoje odwiedziny.
-Pomyślałem, ze skoro jesteś tu nowa to może oprowadziłbym cię po Mystic Falls, żebyś nie błądziła tak jak wtedy pół godziny.
-Naprawdę mógłbyś?
-No jasne- posłał mi słodki uśmiech
-No to ruszajmy!- krzyknęłam i pociągnęłam go za rękę prowadząc do wyjścia

Harry pokazał mi całe miasto, a raczej miasteczko. Było całkiem przytulne i ciche. Nie to co Nowy York- głośne i ogromne. Zdecydowanie lepiej czuję się tutaj. W Mystic Falls. Wracając do Harrego… jest to bardzo miły chłopak. Do tego w moim typie- wysoki i z ciemnymi włosami. Szkoda tylko, że nie ma niebieskich oczu, chociaż jego głęboki odcień zieleni też jest piękny. Fajnie mi się z nim rozmawia. Czuje jakby był moją bratnią duszą.
-Nad czym tak intensywnie myślisz?- z rozmyślań wyrwał mnie dobrze znany mi głos Harrego
-O tobie- odpowiedziałam niezbyt zastanawiając się nad tym co mówię
-A no to ciekawe- zaśmiał się
Dopiero teraz zastanowiłam się nad sensem moich słów i stanęłam jak wryta z szeroko otwartymi oczami.
-Czy ja powiedziałam, że myślę o tobie?
-Zgadza się- powiedział cały w skowronkach
-O mój Boże. Przepraszam cię…- zaczęłam się tłumaczyć, ale nie za bardzo mi to wychodziło.
-Ależ nie masz za co mnie przepraszać. No chyba, że myślałaś o mnie w niezbyt przyzwoity sposób. Chociaż nie, wtedy też nie musisz mnie przepraszać- poruszał znacząco brwiami
-Zboczeniec!- walnęłam go w ramie
-Ała!- krzyknął i teatralnie zaczął zwijać się z bólu.
-Och, przestań już.- wywróciłam oczami. – Myślałam o tym, że jesteś moją bratnią duszą. Dogadujemy się.
-No masz rację- przyznał, gdy przestał się wygłupiać
-Harry zbieramy się pomału bo zaczyna się ściemniać, a nie lubię chodzić po ciemku.
-Maleńka, przy mnie nic ci nie grozi- objął mnie ramieniem
-Jeszcze raz powiesz do mnie maleńka, a już nigdy nie ujrzysz swojej pięknej buźki w lustrze
-Ha! Przyznałaś, ze jestem piękny!- zaczął się głośno śmiać i robić jakieś dziwne pozy.
-Wcale nie!- protestowałam
-Wcale tak!
…i tak zaczęła się mega „kłótnia”, która trwała całą drogę do mojego domu. W końcu jednak musiałam przyznać mu rację. Cieszył się jak małe dziecko, które dostało upragnioną zabawkę. Gdy już byliśmy pod drzwiami mojego domu zrobiłam coś czego ani on ani ja nie spodziewalibyśmy się. Mocno się w niego wtuliłam. On zszokowany nie wiedział co zrobić, bo przecież tego samego dnia mówiłam mu żeby trzymał ręce przy sobie, a teraz sama się do niego przytulam. Jednak po chwili oddał uścisk dwa razy mocniej. Potrzebowałam tego. Potrzebowałam poczuć przyjemne ciepło osoby, która jest dla mnie ważna. Tak, Harry stał mi się bardzo bliski przez te 2 dni. Bardzo szybko przywiązuję się do ludzi. Zazwyczaj później oni mnie ranią, ale mam nadzieję, że tym razem będzie inaczej.
-Czyli rozumiem, że teraz będę mógł się przytulać do ciebie bez ograniczeń?- wymamrotał w moje włosy
-Tak. Myślę, że tak- zaśmiałam się wciąż nie odrywając się od niego. Miał bardzo ładne perfumy
-No to za 3 dni będziesz miała mnie dosyć
-Wątpię- wyszeptałam i jeszcze mocniej, o ile to było możliwe, wtuliłam się w niego.
Było mi wygodnie i bezpiecznie w jego ramionach, ale ten stan nie mógł trwać wiecznie i po kilku minutach oderwaliśmy się od siebie.
-Dobranoc- powiedzieliśmy jednocześnie i zaczęliśmy się śmiać.
-Dobranoc mała- powiedział i pocałował mnie w czoło. Postanowiłam już nie zwracać uwagi na słowa typu „mała” czy „maleńka”, bo z jego ust brzmi to słodko.
-Dobranoc.- odpowiedziałam i weszłam do domu.
Gdy zdejmowałam buty dopadli mnie rodzice.
-Gdzie ty byłaś tyle czasu? Nie wiesz po co masz telefon?- pytał poddenerwowany tata.
-Mam już 17 lat, prawie 18 i nie musze wam się ze wszystkiego spowiadać.- warknęłam
-Może trochę spokojniej co?- ciągnął
-James… daj już spokój- próbowała go uspokoić moja mama
-Kim był ten chłopak?- jakby był głuchy na jej prośby
-Człowiekiem?- odpyskowałam
-Czyżby? Nie wyglądał.- zauważyłam jak kąciki jego ust drgają
Wtedy domyśliłam się.
-Osz wy! Wkręciliście mnie!- zaśmiałam się a po chwili moi rodzice dołączyli do mnie
-Coś długo zajęło ci dojście do tego- potargał mi włosy, na co ja się wkurzyłam, bo nikt nie ma prawa ich dotykać.
-Ej! Moje włosy! Nie ruszać- powiedziałam z groźną miną.
-Daj już spokój córcia- tym razem głos zabrała moja mama- Kolacja na stole.
Wszyscy ruszyliśmy w stronę kuchni, gdzie czekał posiłek przygotowany przez moją rodzicielkę. Uwielbiałam jej kuchnię, odkąd pamiętam świetnie gotowała.
Na blacie kuchennym leżały gofry z truskawkowym dżemem. Pychota! Tak nawiasem mówiąc bardzo ładnie urządzili to pomieszczenie.
-Widzę, że ktoś był w sklepie- zaśmiałam się
-Jak ty cały dzień szlajałaś się z jakimś podejrzanym chłopakiem to ktoś musiał nie?- powiedział z wyrzutem ojciec na co ja wybuchłam niekontrolowanym śmiechem.
-Tato, to nie był podejrzany typ tylko bardzo porządny obywatel, który pokazał mi to jakże wspaniałe miasto- powiedziałam z poważną miną
-Naprawdę uważasz, że to miasto jest wspaniałe?- spytała mama niedowierzając
-Jak najbardziej- kiwnęłam głową i nalałam sobie soku pomarańczowego. Mojego ulubionego.
Wzięłam jeszcze talerz z goframi i chciałam iść do swojego pokoju, gdy zatrzymał mnie głos taty
-Nie zjesz z nami?
-Nie- powiedziałam i szybko uciekłam do swojego pokoju. Oczywiście po drodze musiałam jeszcze wylać nieszczęsny sok. Nie ma to jak bycie niezdarą. Odłożyłam jedzenie na biurko i poszłam do łazienki po jakiś ręcznik, żeby wytrzeć napój z podłogi.
„Ups… chyba zostanie lepka plama”- pomyślałam, ale nie przejmując się tym za bardzo. Ruszyłam z powrotem do pokoju i włączyłam laptopa. Włączyłam moją ulubioną playlistę i zaczęłam konsumować gofry. Były pyszne i syte, bo strasznie się najadłam.
Byłam tak zmęczona dzisiejszym dniem, że najchętniej rzuciłabym się na łóżko w ubraniu i zasnęła. Postanowiłam jednak, że wezmę szybki prysznic i wtedy dopiero położę się spać. Jak postanowiła tak zrobiłam. Gorący prysznic jeszcze bardziej spotęgował uczucie senności. Teraz marzyłam tylko o tym, żeby położyć się do cieplutkiego wyrka i zasnąć. W błyskawicznym tempie umyłam zęby, wyłączyłam laptopa i światło i szybciutko pobiegłam w stronę mojego ukochanego łóżka. Już zasypiałam, gdy usłyszałam dźwięk przychodzącego połączenia na mój telefon.
„Zabiję”- Pomyślałam
Odebrałam nieszczęsny telefon i powiedziałam groźnym tonem:
-Jeśli nie jesteś przystojnym Bradem Pittem to już nie żyjesz.
-Nie, ale za to jestem jak sama przyznałaś przystojnym Harrym Watsonem.- usłyszałam przyjemny głos chłopaka
-Czemu dzwonisz o tak późnej porze?- spytałam nadal wkurzona, ze ktoś miał czelność mnie wybudzać.
-Jakiej późnej?! Jest dopiero północ-zaśmiał się, jednak mi nie było do śmiechu
-W tym momencie przeklinam siebie, że dałam ci mój numer telefonu. Zabiję cię wiesz?
-Ta jasne. Chciałem tylko powiedzieć ci słodkich snów- powiedział niewinnym głosem
-Dziękuję i nawzajem. Naciesz się jeszcze byciem żywym.-odpowiedziałam jak gdyby nigdy nic. W duchu samej chciało mi się śmiać.
-Dobranoc maleńka- usłyszałam jego seksowny głos, aż mnie ciarki przeszły
-Dobranoc Haroldzie.
-Jeszcze raz powiesz do mnie Haroldzie, a sama nie pożyjesz długo- powiedział groźnym, ale rozbawionym głosem
-Dobrze Haroldzie- teraz mi się na drażnienie wzięło.
-Dosyć! Jak cię spotkam…
-Tak, tak to mnie zabijesz, a raczej wyprzytulasz na śmierć- nie dałam mu dokończyć
-Dokładnie.
-Dobra ja kończę, bo jakbyś nie wiedział próbowałam zasnąć.
-Jasne. Dobranoc- znów ten seksowny ton.
-Dobranoc. –powiedziałam po czym rozłączyłam się. Rzuciłam telefon w kąt pokoju mając nadzieję, że nic mu się nie stanie i po chwili znów odpłynęłam w krainę Morfeusza.

********** 
Wiem, że na razie w ogóle nie ma Damona, ale obiecuję, że w następnych rozdziałach to zmienię. Jeśli chodzi o just-love-me-4ever.bloog.p to jutro w końcu pojawi się rozdział. Jeszcze raz bardzo gorąco Was przepraszam! 
Pozdrawiam :*
Agata